Uwierzyłem i co dalej? 8 kroków do mistrzostwa wiary wg św. Piotra.

grafika: wg. własnego pomysłu, materiały: Canva

Spis Treści

Jestem chrześcijaninem albo wracam do wiary. I co dalej? Co powinienem robić? Czym się kierować? Przykazania Boże są tu oczywistą rzeczą, ale czy jest jeszcze jakaś inna wiedza? Tajemny sposób na to jak rozwijać się w swojej wierze?

Sposób jest. Pan naprawdę nie zostawia nas bez pomocy. I ten sposób nie jest tajemny. W Ewangelii, w listach Apostołów znajdziemy całkiem konkretne wskazówki. Trzeba tylko umiejętnie je czytać nie prześlizgując się nad tekstem[1] (zobacz więcej na ten temat w przypisie). Dzisiaj sięgniemy do tych zapisanych w drugim liście św. Piotra.

Św. Piotr pokazuje w nim osiem kroków, które rozwijają wiarę, prowadzą chrześcijanina ku dojrzałości, a na końcu: ku udziałowi w Boskiej naturze.

Nie zaczynamy od zera

"Łaska wam i pokój niech będą udzielone obficie przez poznanie Boga i Jezusa, Pana naszego!

Tak samo Boska Jego wszechmoc udzieliła nam tego wszystkiego, co się odnosi do życia i pobożności, przez poznanie Tego, który powołał nas swoją chwałą i doskonałością.

Przez nie zostały nam udzielone drogocenne i największe obietnice, abyście się przez nie stali uczestnikami Boskiej natury, gdy już wyrwaliście się z zepsucia [wywołanego] żądzą na świecie" (2 P 1,2-4).

Nie zaczynamy od zera. To ważne by to podkreślić. Sprawa życia duchowego, życia wiecznego, wzrostu i rozwoju może się wydawać tak wielka, tak przytłaczająca, kiedy się na nią właściwie spojrzy, że czujemy się zmęczeni zanim jeszcze wyruszyliśmy w drogę. Że to dla nas za dużo. Nie na naszą miarę. I tu pojawia się szept pokusy by odstąpić, by zrezygnować, by się nie męczyć. Jest przecież prostszy sposób życia nie związany z dylematami moralnymi i „obwiązkami duchowymi”. Że może nasze małe życie tutaj całkowicie nam wystarczy, a jeszcze mogę zabrać coś dla siebie nie troszcząc się o dylematy moralne.

Bóg wie, że to czego od nas żąda jest wielkie. Na Jego miarę. Bo to do czego nas powołuje jest jeszcze większe – to On sam, życie razem z Nim. Udział w Boskiej naturze – to nie metafora. To realny cel jaki mamy osiągnąć.

I dlatego nie zostawia nas samych. Więcej, właściwe to On wszystko robi za nas i dodatkowo daje nam specjale „moce” (nazywamy je łaskami: uświęcającą, uczynkową i sakramentalną), które umożliwiają nam osiągnięcie tego celu jakim jest stać się „synami w Synu”.

Dlatego chrześcijanin nie żyje nigdy z własnej siły. Boska moc dała nam wszystko. W chrzcie, w sakramentach, przez Słowo, przez Kościół – otrzymaliśmy to, co potrzebne do życia i rozwoju. Jeśli jesteś ochrzczony masz już w sobie wszystko, co potrzebne do życia w pełni. Nasiona łaski, nasiona życia wiecznego.  Nie wszystko jednak w nas działa od razu. Nie wszystko jest rozwinięte – to nasiona. Dlatego potrzeba współpracy z daną nam łaską.

1. Wiara – πίστις (pistis) fundament wszystkiego

„Dodajcie do wiary…” (2 P 1,5)

Wiara w Piśmie to nie tylko „wierzenie w istnienie Boga”. Greckie pistis oznacza ufność, zawierzenie, wierność. To relacja. Fundament całej drogi. Zawierzam Bogu, ufam Mu. Ufam nie tylko, że mnie nie skrzywdzi, że chce dla mnie dobra, ale także, że środki, które wybrał by mi pomóc są dobre. „I widział Bóg, że to co uczynił było dobre”.

Często można się spotkać ze stwierdzeniem „Chrystus tak, Kościół nie”. „Nie potrzebuję sakramentów, Mszy, modlitwy, zrobię to po swojemu a Bóg mnie kocha”. Tak, kocha i dlatego dał ci te rzeczy jak Kościół i sakramenty, aby Ci pomóc i ułatwić drogę do Niego.

Ludzie bywają słabi i upadają. Bóg taki nie jest. I Jego dary: Kościół i sakramenty też taki nie jest: „bramy piekielne go nie przemogą”.

Więc wierzę Bogu jak dziecko. Nie podejrzewam Go o ukryte motywy czy złośliwość, czy chęć wykorzystania mnie. Owszem, przyglądam się jak ktoś, kto jest odpowiedzialny za dary Boże, wykorzystuje powierzoną mu władzę: dlatego Bóg dał nam rozum i wolną wolę, ale nie reaguję z samych darów. W końcu mają pomóc mi wejść wyżej.

Wiara jest fundamentem. Bo wiemy na czym stoimy. Na wierze w Jezusa Chrystusa, którego Bóg zesłał na ziemię dla naszego zbawienia. Który stał się człowiekiem, dla nas umarł i zmartwychwstał i przyjdzie powtórnie. To na tej wierze budujemy wszystko pozostałe. Bez tej wiary, bez decyzji inne rzeczy, które mamy wykonać, są niezrozumiałe.

Nie podważajmy fundamentów naszej własnej wiary. Nie osłabiajmy samych siebie zanim zaczniemy budować, nie podgryzajmy korzeni zanim zaczniemy rosnąć. „Sprawiedliwy żyje z wiary” (Rz 1,17). Przyjmijmy ją „za dobrą monetę”. I idźmy dalej.

Zapytaj sam siebie: czy naprawdę Bogu ufam? Czy Mu wierzę bardziej niż sobie, swojej opinii, czy jestem gotowy pójść za Nim, nie za sobą?

Nie martw się, gdy odpowiedź jest negatywna. Poznanie prawdy (nawet nieprzyjemnej) to pierwszy krok do wyzwolenia.

A kiedy przyjmiesz, podejmij działanie: w końcu wiara bez czynów staje się martwa. I to jest następny krok: jakie działania?.

2. Cnota – ἀρετή (aretē) – siła charakteru

„…do wiary cnotę…” (2 P 1,5)

Nie wystarczy „wierzyć w sercu”, jeśli życie nie pokazuje tej wiary. Wiara tylko „intelektualna” szybko staje się abstrakcją. I dlatego za wiarą idzie czyn: ćwiczenie się w cnotach.

W języku greckim „cnota” (gr. aretē) oznacza dzielność, moralną odwagę, sprawność w dobru. Samo słowo można przetłumaczyć jako: doskonałość, zaleta, dobroć, siła moralna, męstwo, dzielność. Tu chodzi o siłę charakteru, która kształtuje się pod wpływem wyboru. Tutaj wyboru Boga. Wiara zamieniająca się w czyn, który zmienia mnie i świat na lepszy.

Św. Tomasz z Akwinu mówił, że cnota to „trwała dyspozycja do czynienia dobra”. Ale ona nie bierze się sama z siebie. To coś co się ćwiczy. Oczywiście, będą ludzie, których ich charakter będzie skłaniał np. do bycia życzliwym lub miłym, ale nawet oni nie będą zwolnieni by ćwiczyć się w tym co sprawia im trudność.

Jednak ciągle pamiętajmy, że nie walczymy tu swoją mocą, ale mocą Chrystusa. A On już zwyciężył. I my też możemy.

Dlaczego to ważne?

Dobra wola bez siły charakteru nie wytrwa. Chrześcijanin potrzebuje cnót jak wojownik broni by „nie pomiatał nim każdy powiew nauki” (Ef 4,14) i dlatego, że jak wspomnieliśmy walczymy nie przeciw „ciału i krwi”. Wróg jest sprytny, jest podstępny i już raz doprowadził do upadku człowieka. Ale teraz nie walczymy z nim sami. I nawet gdy upadamy w tej walce – mamy pomoc. Musimy tylko z niej skorzystać.

Wielu chrześcijan chce „żyć dobrze”, ale nie pracuje nad sobą. Nie wyrabia duchowej siły. A bez niej – nawet najmniejsze pokusy łamią nas jak zapałki.

Jeśli chcesz iść dalej, zapytaj: czy podejmuję trud ćwiczenia się w dobru? Walkę ze swoją wadą główną? Czy moja wiara cokolwiek mnie kosztuje? Czy może idę tam, gdzie jest „łatwiej”?

3. Poznanie – γνῶσις (gnōsis) – wiara rozumna

„…do cnoty poznanie…” (2 P 1,5)

Gnōsis to szukanie wiedzy, dociekanie, wiedza, poznanie, mądrość, wyższe poznanie.

Nie chodzi tu tylko o wiedzę intelektualną, ale o poznanie Boga: osobowe, głębokie, zakorzenione w prawdzie. Pismo Święte, Tradycja, Katechizm – to narzędzia poznania. Bez tego poznania łatwo zbłądzić, wpaść w fałszywe obrazy Boga lub siebie. I nie chodzi by gromadzić „informacje o Bogu”, ale o taką wiedzę, która pogłębia relację z Nim, pomaga zobaczyć Go jako Osobę (na tyle, na ile jest to dla nas możliwe), daje zrozumienie Jego dróg i wewnętrzne oświecenie.

Są ludzie, którzy często zarzucają, że Kościół (zazwyczaj pod tym słowem rozumieją hierarchię Kościoła) chce ludzi głupich i naiwnych, aby móc ich wykorzystać. Nic bardziej błędnego. Chrystus jest Logosem, Mądrością Bożą, a jedną z władz duszy, który dał człowiekowi jest rozum. Jak miałby chcieć, aby człowiek go nie używał? To byłoby zaprzeczenie Jego daru. Ale Bóg chce, aby człowiek poznawał mądrze.

Nie przez przypadek jest to trzeci krok. Nie pierwszy. Najpierw wierzymy. W Boga. Bogu. Potem zaczynamy kształtować swój charakter w oparciu o wiarę. A następnie powoli kształtujemy swój sposób patrzenia na świat.

Oczywiście nie czekamy z poznawaniem „aż ukształtujemy swój charakter”. To by była pułapka Złego, aby wrzucić nas znowu w „zrób to sam” (za tym idzie zaraz „zrób to po swojemu”, co w języku szatana znaczy „zrób to po mojemu). Po prostu, gdy wykonamy już jakiś, choćby minimalny ruch w kierunku ćwiczenia charakteru, idziemy dalej, nie rezygnując z kroków poprzednich.

Kiedy budujemy nasze poznanie na fundamencie wiary widzimy więcej. Nie jesteśmy ograniczeni do nauki, do tego co dotykane i doświadczalne. Zaczynamy widzieć nieśmiertelne wzory, Bożą ścieżkę wiodącą przez nasze życie i świat. Nadal możemy badać ten świat, jest fascynujący, ale wiemy, że nie mamy wszystkich odpowiedzi, uczymy się pokory i to czyni nas gotowymi na nową, nadprzyrodzoną wiedzę.

To poznanie jest też nazywane i często tłumaczone jako „umiejętność”. To też jest coś czego się uczymy i nabywamy jako zdolność: widzenia głębiej, nie zatrzymywania się na pozorach. Jest mocno związane z cnotą pokory (którą też się ćwiczy). Pokora jest tym co pozwala Bogu być Bogiem: „Bóg pysznym się sprzeciwia a pokornym łaskę daje” (Jk 4,6). I nie chodzi tu o jakieś fałszywe umniejszanie się. Chodzi o świadomość kim jestem i kim jest Bóg. Kolejny krok w prawdzie, który nas wyzwala. Ściąga z nas ciężar odpowiedzialności. Nie przez przypadek Pismo powtarza: „oddaj chwałę Bogu”. „Chwała” w języku hebrajskim znaczy właśnie „ciężar”. Coś, gdy próbujemy to nieść, nie dodaje nam prestiżu, ale nas przygniata. Kiedy „oddajemy” to Bogu, gdzie przynależy, możemy ruszyć dalej wolni. Widzimy świat, jego zależności, wiemy jak się w nim poruszać.

Jeśli chcesz iść dalej, zapytaj: czy naprawdę staram się poznawać Boga – nie tylko emocjami, ale rozumem? Jak to robić? Przez modlitwę, ale przede wszystkim studiowanie: „Nieznajomość Pisma jest nieznajomością Chrystusa” pisał Św. Hieronim. Dlatego warto czytać nie tylko książki duchowe, ale przede wszystkim Pismo Święte. Zgłębiać wiarę poprzez naukę katechizmu i Tradycji, pytać o co w tym chodzi? Dlaczego tak? Czego próbuje mnie tutaj Bóg nauczyć?

4. Powściągliwość – ἐγκράτεια (enkrateia) – panowanie nad sobą

„…do poznania powściągliwość…” (2 P 1,6)

To bardzo konkretna cnota. Enkrateia oznacza mistrzostwo nad sobą, wstrzemięźliwość, opanowanie pragnień. Chodzi o władzę ducha nad ciałem i emocjami. Człowiek, który jest enkrates to ten, który włada sam sobą. To ten, którego dusza przejęła władzę nad jego życiem. Nie po to by „tłumić” ciało i jego pragnienia, ale by zarządzać nim z mądrością.

Jest to kluczowa umiejętność – szczególnie w świecie nadmiaru i emocjonalnych skoków. Nie chodzi o tłumienie swoich potrzeb i pragnień, ale o właściwe miejsce i czas. Chodzi o to by żyć mądrze, świadomie. To także umiejętność rezygnacji z rzeczy, które nie prowadzą do Boga.

 „Panowanie nad sobą jest wolnością ducha.” Dlaczego to ważne?

Bez powściągliwości nawet dobre pragnienia stają się bałwochwalstwem. Potrafią nas zapętlić na sobie, na swoich pragnieniach, na swojej wizji zbawienia. Kradną naszą duszę. Zajmują w niej miejsce tak, że nie ma w niej miejsca dla Boga[2].

Dlatego uczenie się powściągliwości to kolejny krok, który wykonujemy na ścieżce naszego duchowego rozwoju. Święci często zwracali uwagę, że jeśli dusza nie zrezygnuje z przywiązań, nie zjednoczy się z Bogiem[3]. Dlaczego? Bo do Nieba nie wjedzie nic co nie jest Niego. Żadne nasze złości, przywiązania do małych czy dużych grzechów, nasze własne pomysły na zbawienie.

A kiedy już jesteśmy na drodze ćwiczenia charakteru i już poznajemy co jest dobre i złe, co z Boga a co nie – to łatwiej nam zachować powściągliwość. Na wyższym etapie może się nam wręcz wydawać, że brak powściągliwości i uleganie zachciankom jest głupotą. Choć nadal trzeba się pilnować by nie upaść czyli zachować pokorę.

Jeśli chcesz iść dalej, zapytaj: Czy umiem sobie odmówić? Czy to ja rządzę moimi pragnieniami, czy one mną? Jakie moje przywiązanie zatrzymuje mnie w mojej drodze?

5. Cierpliwość – ὑπομονή (hypomonē) – wytrwanie w trudnościach

„…do powściągliwości cierpliwość…” (2 P 1,6)

Hypomonē oznacza wytrwałość pod ciężarem, niezłomność, wierność mimo prób, wytrzymałość, moc, znoszenie trudności z cierpliwością.

Nie chodzi o poddanie się, ale o duchową wytrwałość. Cierpliwość jest przeciwieństwem poddania się. To nie bierna zgoda, ale siła wierności. To właśnie bez cierpliwości poddajemy się. Zwłaszcza gdy przychodzą próby. A one są konieczne. Doświadczenia, jakie nas spotykają, kształtują i oczyszczają jak „złoto w tyglu”. I kiedy nie mamy cierpliwości, niezłomnej decyzji, po prostu się poddajemy. Szczególnie, kiedy nie widzimy jeszcze efektów naszej pracy. Niejako „spadamy ze stopni”. Niekiedy tak, że możemy stracić też wiarę.

Ten kolejny krok jest logicznym następstwem poprzednich. Teraz mamy siły by wytrzymać. Mamy siłę by przystąpić do prób, które sprawdzą nasze „mistrzostwo wiary”. Ta siła bierze się z decyzji, ćwiczenia się cnotach, prawdziwego poznania oraz panowania nad sobą. Bierze się ze współpracy z łaską, jaką Bóg daje na każdym etapie. Dlatego cierpliwość wynika nie z tego „że robię to wszystko, bo muszę”, ale z coraz większego zrozumienia wiary, Boga, Jego mocy i działania. Wynika także z mojego „chcę”.

Nie jesteśmy w stanie osiągnąć tej „cierpliwości świętych” (Ap 14,12), której blask widzieliśmy w męczennikach bez pozostałych czterech elementów. Prawdziwa gotowość na męczeństwo to gotowość na poświęcenie dla tego co ważne nawet jeśli miałoby to mi przynieść dyskomfort fizyczny czy psychiczny. To niewycofywanie się w trudnościach. „Chociaż bym chodził ciemną doliną złą się nie ulęknę – bo Ty jesteś ze mną”.

I ten ostatni werset jest ważny. Pamiętaj, że ciągle mówimy o stopniach życia duchowego, stopniach wiary. A stopni wiary nigdy nie osiągamy sami, bez Boga. W chrześcijaństwie to tak nie działa, że my coś robimy a potem Bóg daje nam nagrodę. Tak, często się używa tego języka, ale to skrót myślowy (i może wyrządzać pewne szkody, gdy nie jest właściwe rozumiany). Naszą nagrodą jest Bóg i życie z Nim a tego nie osiągamy bez Niego. Dlatego jak karą za bezbożność jest sama bezbożność (por. Rzym 1,17-27) i wszystko co się z nią wiąże, tak nagrodą za wiarę jest wiara i wszystko co się z nią wiąże.

Cierpliwość, wytrwałość osiąga wszystko.

Jeśli chcesz iść dalej, zapytaj: Czy nie zniechęcam się za szybko? Czy umiem wytrwać tam, gdzie jest trudno? Czy polegam na łasce i mocy Boga czy chcę zrobić wszystko sam?

6. Pobożność – εὐσέβεια (eusebeia) – życie z Bogiem i dla Boga

„…do cierpliwości pobożność…” (2 P 1,6)

Pobożność to nie uczucia religijne, nawet nie religijne praktyki. Greckie eusebeia to „dobry lęk”, „dobra cześć”, "poszanowanie". Tłumaczymy to słowo jako „pobożność”. Ale jest to coś więcej niż to co zazwyczaj kojarzy nam się z tym słowem. To szacunek. Głęboki szacunek dla Boga, życie według Jego woli, harmonia duszy i czynu. To jak wejście na wyższy poziom, dające nam prawdziwą świadomość Jego Obecności. Której choć nie doświadczamy zmysłami to jednak doświadczamy całkiem realnie.

Szacunek, którego okazywanie wybieramy.

Żyjemy w obecności Króla.

Ma to też inne skutki. Ten głęboki szacunek, ta świadomość wpływa bardzo konkretnie na nasze wybory. Ten, kto ma świadomość, prawdziwą świadomość obecności Władcy, nie popełni łatwo grzechu przed Jego oczyma. Osoba prawdziwie pobożna nigdy nie jest „obłudna”, jest pełna cnót chrześcijańskich (zwłaszcza, gdy są one jej przedmiotem starań)

Pobożność to też to czego uczymy nasze ciała: modlitwy, gestów czci. „Pan Jezus w Eucharystii nie świeci” a na pierwszy rzut oka to „tylko opłatek” (nawet jeśli realnie nie jest) i jeśli my naszym ciałem nie oddamy Mu czci to nasza pobożność będzie, wcześniej czy później, formą intelektualnej zabawy. Nie wyrobimy sobie koniecznej „pamięci mięśniowej” potrzebnej do tego by wyrażanie wiary stało się naszą „drugą naturą”. I w ten sposób nie umocnimy wiary.

Jeśli chcesz iść dalej, zapytaj: czy Bóg naprawdę ma miejsce w moim życiu codziennym? Czy moje życie jest „eusebeia” pełne szacunku dla Niego, dla darów, które nam zostawił, dla rzeczy Mu poświeconych?

7. Braterska życzliwość – φιλαδελφία (philadelphia) – Uczyć się być dla innych

„…do pobożności przyjaźń braterską...” (2 P 1,7)

To miłość, która dotyczy naszych najbliższych relacji: rodziny, wspólnoty, sąsiadów, parafii. To nie ideał bez skazy, ale realna, czasem trudna życzliwość, to uprzejme traktowanie, przebaczenie, słuchanie, konkretna pomoc. Philadelphia to szkoła relacji codziennych – tam, gdzie bywa najciaśniej i najprawdziwiej. Gdy zapominamy o niej, nasza pobożność staje się abstrakcyjna.

Św. Jan Apostoł pisał: „Jeśli ktoś mówi: ‘Miłuję Boga’, a nienawidzi brata swego, jest kłamcą.” (1 J 4,20)

Ta „braterska miłość” to nie uczucie. To pragnienie dobra drugiej osoby. Nawet jeśli nas denerwuje (ale po to przechodzimy szkołę charakteru by nie ulegać tej emocji zbyt łatwo i bez potrzeby). Chrześcijan to człowiek, który, jeśli nawet szczerze nie lubi drugiej osoby to nie tylko nie zrobi jej krzywdy, ale też, w miarę możliwości pomoże[4].

Jeśli chcesz iść dalej, zapytaj: Czy moje relacje z innymi są nacechowane miłością? Czy uczę się kochać jak Chrystus: modlitwą i czynem? Czy jestem życzliwy i uprzejmy?

8. Miłość - (gr. agápē) – Miłość Boża, która przenosi wszystko na inny poziom

"...do przyjaźni braterskiej zaś miłość". (2 P 1,7).

Agápē to coś więcej niż sympatia, więcej niż przyjaźń, więcej niż życzliwość. To miłość, którą Bóg pierwszy umiłował nas – całkowicie bezinteresowna, ofiarna, cicha, nieoczekująca niczego w zamian. To miłość, która kocha nawet wtedy, gdy nie ma odpowiedzi. To szczyt duchowego wzrastania, owoc wszystkich poprzednich kroków. Miłość, która staje się życiem. Można powiedzieć że osiągniecie tego stanu kończy naszą drogę duchową, ale jednocześnie jej nie kończy. Albowiem ta miłość nigdy nie ma końca. Ta miłość zaczyna nasze życie na nowo, już na innym poziomie. Życie duchowe, kiedy podchodzimy do niego poważnie, nie ulega degradacji. Ciało się starzeje, władze umysłowe mogą szwankować, ale dusza rozwija się zawsze, wiecznie młoda, zawsze nieśmiertelna i gotowa poznać więcej, bardziej, głębiej. Stać się dzieckiem Boga z pełnią tego wszystkiego co niesie ze sobą to zaszczytne miano.

„Miłość cierpliwa jest, łaskawa jest... wszystkiemu wierzy, we wszystkim pokłada nadzieję, wszystko przetrzyma. Miłość nigdy nie ustaje.” (1 Kor 13,4–8) W Agápē wszystkie nasze poprzednie starania stają się całością. Pieśnią dla Pana, drogą do zjednoczenia z Nim. Aż "w Nim poruszamy sie, żyjemy i jesteśmy".

Jeśli chcesz iść dalej, zapytaj: Czy otwieram się na Jego miłość? Czy karmię się tym co On daje mi i innym? Czy pozwalam się jej przemieniać i uczyć aby stać się jak On?

Zakończenie - kierunek

„Czyniąc to, nie upadniecie nigdy…” (2 P 1,10)

Pamiętaj: w życiu wiary, w rozwoju duchowym nie chodzi o doskonałość, ale o kierunek. Jeśli jesteś na tej drodze – nie zatrzymuj się. Jeśli z niej zszedłeś – wróć. Ona prowadzi do Królestwa naszego Pana i Zbawcy (2 P 1,11).

Chrześcijaństwo to droga, nie tylko punkt startu. To współpraca z łaską, nie tylko jej bierne przyjęcie.

Papież Benedykt XVI napisał kiedyś: „Bycie chrześcijaninem nie jest rezultatem decyzji etycznej, ale spotkaniem z Osobą, która nadaje życiu nowy horyzont i decydujący kierunek.”

Ty już Go spotkałeś. A teraz wybierz Go naprawdę i kierowany Jego Słowem, idź za Nim.

Agnieszka Myszewska-Dekert

Przypisy:

[1] Szatan specjalnie osłabia nasze władze poznawcze, kiedy sięgamy po Pismo Święte, tak, że prześlizgujemy się nad tekstem, lekceważymy go albo „wydaje się nam, że to już znamy”. Jakbyśmy nie byli w stanie zatrzymać się na Nim dłużej. Jakbyśmy byli już zmęczeni i zniechęceni zanim zaczniemy czytać. Dobrze mieć tego świadomość. By nie wpaść w tą pułapkę. Bo to jest pułapka, która ma odwrócić naszą uwagę od Słowa Bożego, które jest „żywe i skuteczne” i przekierować nas. Walczymy w końcu nie przeciw „ciału i krwi”, ale przeciw „mocom i zwierzchnością” (Ef 6,12)

[2] „Tymi otchłaniami są władze duszy: pamięć, rozum i wola, które są tak głębokie, do jak wielkich dóbr są zdolne, gdyż nie zapełnią się niczym mniejszym od nieskończoności.

Należy tu zaznaczyć, że te otchłanie władz, jak długo nie są puste, ogołocone i oczyszczone z wszelkiego przywiązania do stworzeń, nie odczuwają wielkiej próżni swej głębokiej pojemności. Każda bowiem, nawet maleńka rzecz, gdy w tym życiu do niej przylgną, wystarczy, by je trzymać tak skrępowane i omamione, że nie czują doznanej szkody, nie widzą swych skarbów bezcennych, ani nie poznają swej zdolności do ich przyjęcia. Dziwna rzecz, że chociaż zdołają pomieścić nieskończone dobra, wystarczy drobiazg, by tak jej wypełnić, że nie mogą przyjąć żadnego z dóbr doskonałych, dopóki całkowicie nie zostaną opróżnione, jak o tym zaraz będziemy mówić. Gdy jednak te jaskinie są próżne i czyste, powodują nieznośne pragnienie, głód i utęsknienie ducha. Tak bardzo cierpią, jak pojemne są głębie tych otchłani, bo pokarm, którego brak odczuwają, również jest pełen głębi – a jest nim Bóg”. Św. Jan od Krzyża, Żywy płomień miłości 3,18,22

[3] Tutaj ciekawy artykuł na ten temat: https://www.vicona.pl/post/cierpienia-oczyszczajace-dusze-oderwanie-sie-od-nieuporzadkowanych-przywiazan

[4] Pamiętajmy, że czasem ta pomoc może ograniczyć się do modlitwy, jeśli inna pomoc byłaby sprzeczna z caritatis ordo (porządkiem miłości, który nakazuje traktować priorytetowo swoje obowiązki stanu) albo narażała naszą duszę i zbawienie.

Najnowsze Artykuły

Nasza strona to przestrzeń, w której dzielimy się z Tobą naszą wiedzą, a także naszym doświadczeniem w rozwijaniu życia duchowego i rodzinnego. Znajdziesz tu artykuły, porady i materiały, które pomogą Ci głębiej rozumieć wiarę oraz łączyć ją z codziennym życiem.

kontakt@credo-confiteor.com

Newsletter

Zostaw swój adres aby otrzymać od nas wiadomości

@Credo-confiteor.com