Listy o Mszy św. „trydenckiej”: Orientacja liturgiczna a natura ludzka

grafika: wg. własnego pomysłu, materiały: Canva, zdjęcie Jagoda Dekert

Drogi Czytelniku,

Kontynuujemy temat orientacji liturgicznej. Powiedzieliśmy sobie ostatnio o właściwym sensie rzekomego ustawienia kapłana „tyłem do ludu”. Dzisiaj chciałbym zagłębić się w nieco bardziej fundamentalną kwestię, którą można sprowadzić do pytania: po co w ogóle jakakolwiek orientacja? Czy Bóg nie jest wszędzie? A skoro tak, to jakie znaczenie ma to, w którą stronę się zwracamy? Czy w tej perspektywie wszechobecności Boga nie jest bardziej uzasadnione, abyśmy zwracali się ku sobie nawzajem – bo czyż to nie właśnie w „nas”, konkretnych osobach i wspólnocie, jest On jakoś (a może przede wszystkim) obecny? Jak widać, pozornie błahy problem orientacji prowadzi nas do kwestii dość fundamentalnych.

Zacznijmy od rzeczy oczywistej. Jesteśmy istotami cielesno-duchowymi, w tym sensie, że – jak to w Głębi płci ujął Fabrice Hadjadj – wszystko, co jest w nas cielesne, jest jednocześnie duchowe i na odwrót. W tym kontekście chciałbym przywołać słowa jednego z największych religioznawców XX wieku, Mircei Eliadego z pierwszego rozdziału Historii wierzeń i idei religijnych:

„Problem «hominizacji», aczkolwiek istotny dla zrozumienia fenomenu religii, nie będzie przedmiotem naszej analizy. Wystarczy tylko przypomnieć, że postawa pionowa oznacza przekroczenie kondycji typowej dla naczelnych. W pozycji stojącej można utrzymać się jedynie w stanie czuwania.  I to właśnie dzięki tej postawie przestrzeń organizuje się w strukturę niedostępną praludziom” w cztery poziome kierunki rzutowane wokół centralnej osi: «góra-dół». Innymi słowy, przestrzeń daje się zorganizować wokół ludzkiego ciała jako rozciągająca się w przód, w tył, na prawo, na lewo, w górę, w dół. Otóż to pierwotne doświadczenie – odczucia „wrzucenia” w pozornie nieograniczoną, nieznaną i groźną rozciągłość – wyznacza różne metody orientatio; nie można bowiem długo żyć w dezorientacji. To doświadczenie przestrzeni, zorientowanej wokół «centrum», wyjaśnia wagę paradygmatycznych podziałów i rozdziałów terytoriów, aglomeracji, siedzib i ich kosmologicznego symbolizmu” (t. 1, tłum. St. Tokarski, Warszawa 1988, s. 4).

Orientowanie się w przestrzeni i znaczenie nadawane kierunkom jest więc niejako wpisane w naszą naturę. To z tego wynika powszechny w kulturach ludzkich sposób porządkowania przestrzeni nie tylko pod względem czysto egzystencjalnym i użytkowym (tu dom, a tu stajnia), ale też symbolicznym, związanym z tym, jaki sens niesie ze sobą dany jej element. Zainteresowanych odsyłam do licznych książek Eliadego, w których rozwija on tę kwestie na setkach przykładów. Nas interesuje tutaj to, że orientacja liturgiczna na podstawowym poziomie wiąże się ściśle z naszą naturą i jej cielesno-duchową strukturą.

Nie chcę jednak przez to powiedzieć, że katolickie chrześcijaństwo jest po prostu jedną z wielu religii „naturalnych” (nie lubię tego określenia, ale na potrzeby tego wywodu go użyję). Różnica jednak nie polega na tym, że jest ono całkowicie od nich inne, ale że jest prawdziwe. Cóż to znaczy? Że mianowicie czci i wyznaje Boga, który stał się człowiekiem. Boga, który przyjmując w pełni i w sposób absolutny naszą naturę, przyjął również sposób lokalizacji i poruszania się w przestrzeni, a zatem i jej waloryzacji.  A kiedy jako człowiek odszedł do Ojca, został z nami w Postaciach Eucharystycznych, jak również – choć tu niecieleśnie, tylko w porządku znaczenia – w symbolach, które Go oznaczają. Innymi słowy, orientacja liturgiczna nie jest „po prostu” i wyłącznie wytworem naszej natury, ale efektem działania natury przenikniętej łaską. Nie jest to tylko zwrócenie się ku Panu – symbolicznie reprezentowanemu przez fizyczny (geograficzny) Wschód i/lub materialny artefakt Krzyża – a zjednoczeniem z Nim jako Bogiem-człowiekiem wiecznie ukierunkowanym ku Ojcu.

Wiara chrześcijańska przeniknięta jest paradoksami. Wynika to m.in. z Wcielenia, które jest paradoksem paradoksów, ale które jest jednocześnie dla wiary faktem. Jednym z takich paradoksów jest właśnie to, że Bóg jest wszędzie, ale jednocześnie znajduje się w konkretnych miejscach (a więc w określonych lokacjach w przestrzeni). Próba zniesienia tego paradoksu łamie subtelną równowagę wiary i prowadzi do jej wypaczeń. A taką próbą jest właśnie myślenie w kategoriach: Bóg jest wszędzie, więc nie ma i nie może być miejsc, w których jest On „bardziej”, w sposób konkretny, wręcz materialny czy cielesny. Mam intuicję, że właśnie taki a(nty)paradoksalny sposób myślenia stał za całym procesem zmian w orientacji liturgicznej, która w rzeczywistości była zniesieniem jakiejkolwiek orientacji. Skoro Bóg nie jest obecny w naturze i przestał być rozumiany jako obecny cieleśnie Em-anu-El (hebr. „Z nami Bóg” – co znaczące, Pismo mówi wyraźnie: „z nami” a nie „w nas” czy nawet „między nami”) pozostało pytać: czy w ogóle, a jeśli tak, to gdzie on jest obecny? Jedyna możliwa odpowiedź przy takich założeniach to, że jest obecny w nas samych, ewentualnie między nami. „Odwrócenie księdza do ludu” miało to symbolicznie ilustrować, znosząc jednocześnie właściwy zjednoczonej z Bogiem naturze ludzkiej układ przestrzenny kultu. Tak bym to pokrótce widział. A co Ty o tym sądzisz? Jestem bardzo ciekaw.

Twój on Christo,

Tomasz Dekert

Kontakt

Najnowsze Artykuły

Nasza strona to przestrzeń, w której dzielimy się z Tobą naszą wiedzą, a także naszym doświadczeniem w rozwijaniu życia duchowego i rodzinnego. Znajdziesz tu artykuły, porady i materiały, które pomogą Ci głębiej rozumieć wiarę oraz łączyć ją z codziennym życiem.

kontakt@credo-confiteor.com

Newsletter

Zostaw swój adres aby otrzymać od nas wiadomości

@Credo-confiteor.com