zdjęcie: Jagoda Dekert
Liturgia dzisiaj dominująca, to znaczy ta zreformowana, w porównaniu z klasyczną formą rytu rzymskiego została bardzo uproszczona i zredukowana. Wynika to między innymi z zawartych w konstytucji soborowej Sacrosanctum Concilium zaleceń, czy też raczej zasad, według których miała być przeprowadzona reforma, a które nakazywały usunięcie z liturgii „niepotrzebnych powtórzeń” (§34 i 50) oraz „zbędnych dodatków” (§50). Generalnie okazało się, że tych powtórzeń i dodatków jest tak dużo, że z obrzędu wycięto dobre kilkadziesiąt procent (i to bardziej 70 niż 30) gestów. Nigdy dokładnie nie liczyłem, ale nie sądzę, żebym się bardzo mylił. Moim zdaniem to trochę tak, jakby obedrzeć pannę młodą z welonu, sukni, kwiatów i biżuterii i zostawić ją w samych pończochach i halce, bo przecież po co jej te wszystkie fatałaszki. Ale zostawmy to.
Wśród gestów, które w związku z tymi zasadami usunięto, są również… pocałunki. Tak, pocałunki. Msza „trydencka” jest ich pełna i to nawet nie licząc tzw. oskulacji (od łac. osculari – „całować”), to znaczy wyrażających szacunek ucałowań przez asystę ręki celebransa oraz poświęconych przedmiotów (biretu, trzonka kropidła, łyżeczki do kadzidła itd.). Te ostatnie zostawmy sobie na kiedy indziej, a dzisiaj skupmy się na pocałunkach należących ściśle do rytu Mszy św.
W liturgii posoborowej celebrans (lub celebransi) całuje ołtarz na początku i na końcu obrzędu mszalnego, a także księgę, z której czytał perykopę ewangeliczną. Na tym kończy się tu miejsce i rola tego gestu. Jego znaczenie jest – zgodnie zresztą z wspomnianymi wyżej paragrafami SC – jasne, proste i czytelne. Jeśli chodzi o ucałowania ołtarza, to jest to w pierwszym rzędzie gest powitania i pożegnania (gdyby potraktować ołtarz jako symbol Osoby Chrystusa Pana) i/lub po prostu znak otwarcia i zamknięcia liturgii, na tymże ołtarzu odprawianej. Można go rozumieć – i słusznie – jako wyraz jednocześnie czci i miłości. Ucałowanie lekcjonarza lub ewangeliarza podobnie. Z wszystkich tych pocałunków w zasadzie tylko ten ostatni jest w zreformowanej Mszy pozostałością po tradycyjnej liturgii rzymskiej (w obu towarzyszy mu zresztą ciągle ta sama modlitwa: „Niech słowa Ewangelii zgładzą nasze grzechy”). Z kolei jeśli chodzi o ucałowania ołtarza, to w formie tradycyjnej funkcjonuje pocałunek ołtarza przy podejściu do niego po modlitwach u stopni, ale jest on raczej częścią większej całości rytualnej, niż głównym gestem. Natomiast pocałunek pod koniec Mszy nie ma charakteru całusa na pożegnanie, raczej wpisuje się w – jakkolwiek może zabrzmi to dziwnie – w ogólną logikę liturgicznego całowania w starszej Mszy :) W tym zatem sensie nie można o ucałowaniach ołtarza w ramach novus ordo powiedzieć, że są ocaleńcami z rzezi gestów dokonanej przez reformatorów. Są gestami co prawda o tym samym znaczeniu (które zresztą trudno byłoby zmienić), ale obsadzonymi w nowej lub pół-nowej funkcji.
No dobrze, a jak w takim razie wygląda to w Mszy w klasycznej formie? Jeśli dobrze liczę, pocałunków jest dziewięć: jeden – księgi z perykopą ewangeliczną (mszału lub ewangeliarza), a osiem – ołtarza. Ale ponieważ zrobiło się późno i brakuje mi już trochę pary, żeby o nich napisać, dokończę ten temat następnym razem. Mam nadzieję, że mi wybaczysz.
Twój in Christo,
Tomasz Dekert
Kontakt
Nasza strona to przestrzeń, w której dzielimy się z Tobą naszą wiedzą, a także naszym doświadczeniem w rozwijaniu życia duchowego i rodzinnego. Znajdziesz tu artykuły, porady i materiały, które pomogą Ci głębiej rozumieć wiarę oraz łączyć ją z codziennym życiem.
Newsletter
Zostaw swój adres aby otrzymać od nas wiadomości
@Credo-confiteor.com