Listy o Mszy św. „trydenckiej” – Jak ominąć barierę językową i nie tylko?

grafika: projekt wg. własnego pomysłu, zdjecia w ramkach Jagoda Dekert

Drogi Czytelniku,

Poprzednio obiecałem, że tym razem napiszę coś więcej na temat praktycznego przezwyciężenia problemu bariery językowej, która dla znakomitej większości z nas (jak najbardziej włącznie ze mną) niesie łacina jako język liturgiczny. Nasi przodkowie radzili sobie z tym na wiele różnych sposobów: modląc się na różańcu, korzystając z modlitewników, z których część zawierała rozważania odpowiednie dla różnych części Mszy, lub – kiedy mowa o Mszy św. recytowanej odprawianej po cichu – śpiewając wielozwrotkowe pieśni nabożne, też czasem dostosowane treściowo do przebiegu obrzędu. Większość tych opcji jest dobra i ciągle dla nas otwarta, choć np. tzw. „Msze polskie” (po cichu i z pieśniami) są dziś bardzo rzadko odprawiane. Myślę jednak, że przynajmniej dla części z nas te sposoby uczestnictwa są, jeśli mogę tak powiedzieć, nienaturalne. Z wielu różnych mniej lub bardziej oczywistych powodów jesteśmy pod wieloma względami inni niż nasi przodkowie. A ze względu na zerwanie ciągłości w samej liturgii, którego wszyscy jako Kościół doświadczyliśmy, tamte sposoby uczestnictwa mogą być dla nas obce. Nic jednak nie stoi na przeszkodzie, abyśmy szukali nowych. Jak pisał, co prawda w innym kontekście, Papież Benedykt do biskupów w liście przy okazji wydania Summorum Pontificum: „zróbmy miejsce wszystkiemu, na co tylko pozwala sama wiara”. Skoro mamy to szczęście, że możemy brać udział w tej samej liturgii, w której uczestniczyli nasi przodkowie, myślę, że nasza wiara zdecydowanie pozwala nam szukać takich sposobów tego uczestnictwa, które pozwolą nam zagłębić się w nią jak się tylko da najlepiej.

Nasza wspomniana wyżej „inność” w stosunku do tych, którzy nas poprzedzali polega między innymi na tym, że jesteśmy statystycznie dużo lepiej obeznani ze słowem pisanym oraz z językami obcymi. Jeszcze kilkadziesiąt lat temu, nie mówiąc o kilkuset, całe mnóstwo ludzi uczęszczających na Mszę św. było niepiśmiennych. Dziś, przynajmniej w naszej części świata, zjawisko analfabetyzmu prawie nie występuje (no dobrze, podobno mamy wśród nas wielu wtórnych analfabetów, ale to zupełnie inna sprawa i skala). Poza tym bardzo wielu z nas zna lepiej lub gorzej przynajmniej jeden język obcy, więc kontakt z jeszcze jednym – łaciną – nie będzie dla nas równoznaczne z czymś, co nas jakoś absolutnie przekracza. Zwłaszcza, że nie chodzi tu o opanowanie tego języka choćby w stopniu konwersacyjnym. Jednocześnie te cechy naszej „inności” powodują, że instynktownie szukamy pomocy w dostępie do informacji, chcemy wiedzieć i rozumieć. (To akurat w odniesieniu do uczestnictwa w liturgii tradycyjnej może być momentami pewną przeszkodą, ale wcale nie musi.) W związku z tym kluczową pomocą dla nas może być tzw. mszalik. Jeśli Msza św. „trydencka” to dla Ciebie nie pierwszyzna, z pewnością wiesz, o czym mówię. Ale ponieważ kieruję moje listy również do tych, którzy dopiero zaczynają, pozwolę sobie w kilku słowach opisać co to jest i z czym się to je (na razie tylko ogólnie, kiedyś zrobię to szczegółowo).

Nie wiem dokładnie, kiedy taki wynalazek jak mszalik zaczął być w Kościele używany. Na pewno w pierwszych dekadach XX w. były już dostępne mszaliki w wersji „full”, to znaczy książki zawierające nie tylko Ordo Missae („Porządek Mszy”), tzn. wszystkie te elementy składające się na bazową i stałą strukturę obrzędu mszalnego, ale również wszystkie formularze mszalne na każdy dzień roku liturgicznego, a także innych (np. Mszy św. wotywnych), nie wspominając o głównych modlitwach brewiarzowych, wprowadzeniach, komentarzach itp. W swojej głównej części taki mszalik to po prostu Mszał Rzymski z tym, że w wersji dwujęzycznej, np. łacińsko-polskiej (lub też niemieckiej, francuskiej itd.). Rozpropagowanie mszalika zawdzięczamy wczesnym przedstawicielom tzw. ruchu liturgicznego, którzy w ten sposób właśnie dążyli do zniwelowania bariery językowej i ożywienia liturgicznej pobożności wiernych. W naszym kraju na początku lat 30. wydano polską wersję znakomitego mszalika przygotowanego przez belgijskiego benedyktyna z opactwa św. Andrzeja w Brugii, o. Gaspara Lefebvre’a. Został on potem wydany na nowo przez benedyktynów tynieckich w 1949 r., a niedawno w Wydawnictwie 3DOM wyszedł jego reprint. Kilkanaście lat później (w 1963) benedyktyni z Tyńca wydali mszalik w swoim własnym opracowaniu, który również był później przedrukowywany. Są to więc rzeczy dostępne na naszym rynku, choć niestety nietanie. Od kilku lat istnieje również strona internetowa i aplikacja „Missale Meum” („Mój mszał” – https://www.missalemeum.com/pl), gdzie można łatwo znaleźć zarówno Ordo Missae, jak też łacińskie i polskie formularze mszalne oraz inne pomoce.

Mszalik daje duże możliwości. Teoretycznie był przeznaczony do tego, aby wierny mógł na bieżąco śledzić w nim przebieg Mszy św. w swoim języku. Dostarczał też tekstów, a niekiedy i nut (neum) do części stałych (Kyrie, Gloria, Sanctusitd.), które wierni mogli recytować razem z kapłanem i asystą (w przypadku Mszy „czytanej”) lub śpiewać z organistą albo chórem (w przypadku Mszy „śpiewanej” albo uroczystej). Można jak najbardziej używać go w ten sposób. Osobiście jednak nie lubię brać udziału w Mszy, dzieląc uwagę pomiędzy akcją liturgiczną a książką. Poza tym wychodzę z założenia, że – przynajmniej docelowo – lepiej jest dla nas, dla naszego uczestnictwa, tej uwagi w taki sposób nie dzielić. Dlatego sam preferuję inne rozwiązanie, które być może wymaga trochę więcej wysiłku a na pewno czasu, ale pozwala tego dzielenia uniknąć.

Przede wszystkim, jeśli dopiero zaczynasz i sama struktura Mszy św. nie odcisnęła się, że się tak wyrażę, w Twoim ciele i umyśle na tyle, żebyś wiedział, w którym momencie się znajdujesz, radziłbym Ci dać sobie czas, aby to nastąpiło. Tak naprawdę żadna lektura nie zastąpi zwykłego doświadczenia, które zdobywa się z czasem. Nie chodzi o to, żeby w ogóle nie korzystać z mszalika, ale moim zdaniem na tym etapie lepiej korzystać z samego Ordo, które jest często dostępne jako odrębna mała książeczka, zaś w mszalikach w wersji „full” znajduje się mniej więcej w środku. I w czasie samej Mszy korzystać z niego przede wszystkim jako z pomocy w recytacji lub śpiewie części stałych. Jeśli czas Ci na to pozwoli można też poza Mszą sięgnąć do lektury Ordo, aby powiązać sobie opisy poszczególnych części Mszy z tym, co zapamiętałeś lub zapamiętałaś z samego uczestnictwa i to ponazywać. A w dalszej kolejności, aby zapoznać się z treścią modlitw, wchodzących w jego skład. W przypadku sporej części z nich problem bariery językowej jest o tyle drugorzędny, że kapłan i tak wypowiada je po cichu, nawet na Mszy „śpiewanej”. Śledzenie ich w trakcie Mszy jest więc raczej trudne. Nic jednak nie przeszkadza nam wiedzieć na podstawie wcześniejszego obcowania z tekstem Ordo, jaka jest treść modlitw Offertorium czy Kanonu.

Często korzysta się mszalika, aby śledzić treść czytań w czasie Liturgii Słowa (zwanej tradycyjnie Mszą katechumenów). Oczywiście każdy zrobi jak będzie uważał, ja natomiast uważam, że jest to niepotrzebne, ponieważ polskie ich wersje i tak są najczęściej czytane przez księdza przed homilią.

Ordo to bazowa struktura, która w przypadku każdej konkretnej Mszy zostaje dopełniona przez tzw. propria, czyli części zmienne. W ich skład wchodzą wszystkie antyfony (na wejście, na ofiarowanie i na komunię), oracje (kolekta, sekreta i pokomunia) oraz czytania i śpiewy międzylekcyjne. W pojedynczych miejscach roku liturgicznego mogą dojść inne elementy, takie jak sekwencje, ale zostawmy to na razie na boku. Kolejnym krokiem po tym, jak pozwolimy sobie zadomowić się w przebiegu obrzędu mszalnego może być sięganie do formularza Mszy św., na którą się wybieramy. (To znaczy nie ma żadnych przeciwwskazań, aby robić te rzeczy równolegle, choć moim zdaniem lepiej najpierw pozwolić sobie na to zadomowienie.) Formularz ma to do siebie, że zawiera tylko części zmienne. Mamy więc w jednym miejscu wszystkie teksty właściwe dla danej Mszy (jej proprium) i możemy się z nimi zapoznać przed nią. Czy je tylko przeczytamy, czy też przemedytujemy i uczynimy częścią naszej osobistej modlitwy to już zależy od naszych możliwości czasowych i innych. Tak czy inaczej pozwoli nam to iść na Mszę i modlić się nią całą, nie spędzając czasu na przerzucaniu kartek.

Oczywiście do każdego korzystania z mszalika potrzebne jest pewne rozeznanie w tym, jak jest on skonstruowany. Może to być pewne wyzwanie dla kogoś, kto nie miał wcześniej do czynienia z mszałem, co zresztą dotyczyłoby każdej księgi liturgicznej, również posoborowej. Ponieważ jednak dzisiaj bardzo się już rozpisałem, zostawię to na następny raz.

Twój in Christo,

Tomasz Dekert

Najnowsze Artykuły

Nasza strona to przestrzeń, w której dzielimy się z Tobą naszą wiedzą, a także naszym doświadczeniem w rozwijaniu życia duchowego i rodzinnego. Znajdziesz tu artykuły, porady i materiały, które pomogą Ci głębiej rozumieć wiarę oraz łączyć ją z codziennym życiem.

kontakt@credo-confiteor.com

Newsletter

Zostaw swój adres aby otrzymać od nas wiadomości

@Credo-confiteor.com