grafika: wg. własnego pomysłu, materiały: Canva
Miriam. Ta, która przyjęła Słowo tak bardzo, że stało się w niej Rzeczywistością. Stała się cieniem Boga, oddychała Jego oddechem, poznała i Ciszę i pieśń i płonący świat aniołów... Tańcząca córka Jeruzalem. Biegnąca łagodnie między kartami Pisma, jak promień światła na drżących liściach odwiecznego Drzewa.
Wie co znaczy wejść w tajemnicę Boga. Stać się w Nim. Być tak blisko, jak to jest tylko możliwe i ujrzeć to co jest najważniejsze – przeogromną miłość przelewającą się ku ziemi - potężny i niewyczerpany wodospad. Poznała, dlaczego tak ważne jest by stanąć z wyciągniętymi dłońmi i chwytać tą spadającą miłość, jak krew spływającą po Drzewie Krzyża, nie uronić żadnej kropli, bardziej drogocennej niż wszystkie bogactwa ziemi. Nauczyła się budzić się codziennie w świecie Najwyższego, przechadzać się po Jego dziedzińcach i mieszkać w Jego Domu - świątyni całego wszechświata. Odkryła, że tak naprawdę nie ma nikogo kto by Mu się sprzeciwił, kto by postawił swój głos przeciw Jego głosowi i swoją nieprawość przeciwko Jego Miłości. Że nie istnieje żadna ciemność, która mogłaby przesłonić Jego światło. Wie zatem jak odnaleźć tą jedyną bliskość, której się pożąda w głębi serca, aby w końcu zrozumieć Kim jest Bóg, Czym naprawdę jest Jego królestwo i Kim my sami jesteśmy, jak stanąć tuż poza granicą śmierci w obliczu wiecznego Życia, pić światło jak drogocenny napój i słyszeć nigdy nie milknący śpiew aniołów...
Nie można wypowiedzieć Niewypowiedzianego. A przecież wszystko zmierza ku Bogu jak ku źródłu, z którego niegdyś wypłynęła srebrna rzeka życia. Nawet z najdalszych Krain Podmroku podnoszą oczy ci, którzy odeszli na zawsze, by spoglądać ku Temu od którego odstąpili i od którego się oddalają. Ci zaś, którzy jeszcze nie wybrali do końca rozglądają się dookoła szukając zapomnianych śladów i Drogi, która przez Prawdę wiedzie ku Życiu. Wszystko zwraca się ku Bogu, jakby pociągał ich jakimś niewidzialnym magnesem, skupiał na sobie, jak słońce skupia uwagę kwiatów. Nie znają Go, często buntują się przeciw Niemu, próbują odrzucić Jego istnienie, ale gdzieś wewnątrz nich ciągle tli się płomień zapalony w głębinach niebios pragnący powrócić do tych głębin, z których się narodził, ujrzeć Obraz, na wzór którego został utworzony...
Nie można wypowiedzieć Niewypowiedzianego. Ale też nie można o Nim milczeć. Jest jakąś koniecznością, która otwiera nasze usta i każe nam pytać. Tak jak koniecznością jest istnienie źródła dla tego, który spragniony błądzi po pustyni. I trzeba o tym źródle ukrytym poza pustynią i w niej samej przypominać. Każdego dnia raz jeszcze wyruszać z zaufaniem coraz bardziej w głąb, aby pewnego ranka zanurzyć spragnione usta w cienistej studni, aby nie zginąć biegając za fałszywymi obrazami odbitymi w gorącym piasku pustyni. Tam pośród pustkowia, gdzie już nie ma nic prócz nas i Boga, przerażającego i fascynującego jednocześnie, obecnego jak cisza otaczająca nasze słowa, kształtuje się nasza pieśń, muzyka bez słów, rytm naszego oddechu, odmierzający dni dzielące nas od wieczności.
Nieustannie obecna cisza Boga. Tam rodzi się nieustannie odwieczne Słowo stwarzające i podtrzymujące, przychodzące i powracające jak fala u brzegów oceanu dotykająca lądu to łagodnie, to znowu z gwałtownością. Bóg – cisza, która nas nieustannie otacza. Cisza wsłuchująca się w bicie naszego serca, przepływająca przez nas jak zapach dalekiego Ogrodu. Cisza, która pragnie naszej pieśni. Która nadaje głębię naszym słowom zanurzając je na powrót w tym jedynym Słowie, pociągając nas ku Temu od którego wyszliśmy i z którym byliśmy zanim grzech nie rozłamał świata. Cisza Najwyższego w której rodzi się pieśń – Magnificat, modlitwa zachwytu wznosząca się jak cedr i spadająca jak górski strumień, drobna jak wróbel i mocna jak orzeł przecinający przestworza. Ruchliwa jak leśna polana przed wschodem słońca, potężna jak wicher i łagodna jak trawa, ale przede wszystkim nigdy nie milknąca jak szum morza zaklęty w muszli w nim zrodzonej. Magnificat. Wejście poprzez niewidzialne bramy w płonący świat aniołów, w srebrną i złotą rzekę tańczących żywiołów, w nigdy niewiędnący Ogród piękny i nieujarzmiony, w świat jedynego Słowa rozbrzmiewającego nad przepaściami światła. Tam poza granicami wyobraźni, jest już tylko sama Rzeczywistość, straszna i piękna, bez cienia nieprawości, przepojona miłością jak tchnieniem napełniającym ziemię, potężna jak czas obalający najwyższe góry i łagodna jak światło gwiazd pośród nocy.
Któż opisze modlitwę zachwytu? Czym jest i dokąd prowadzi? Jest wstępowaniem i zstępowaniem, tańcem, pieśnią, powrotem do domu, przebudzeniem ze złego snu i potężną ochroną przed tym który chce nas powstrzymać od wejścia w niewidzialne bramy i zatrzymać tylko w tym świecie. Świecie, który możemy dotknąć i zmierzyć, nie będąc jednocześnie w stanie dotknąć i zmierzyć naszej własnej głębi wołającej z ucisku. Rodzi się ona z posłuszeństwa względem skrzydlatych i ognistych słów Pańskich, z pokornego oddania – fiat, które wejdzie w nasze uwielbienie i uniesie naszą modlitwę, sprawiając, że ona sama stanie się skrzydlata i ognista, wzniosła, jaśniejąca i wspaniała.
Jej Syn to umożliwił. Ten, Którego z zaufaniem przyjęła. Chrystus, który przybył zza przepaści dzielącej Boga i człowieka czarnym ogniem grzechu. Podniósł ludzką modlitwę i przemienił ją w pieśń Pańską, Magnificat, nieustanne uwielbienie. Wybawił nas z obcej krainy, na której topolach zawieszone były harfy naszego zachwytu. Ci co za Nim poszli ze łzami do ciemnej krainy śmierci, powrócili z radością niosąc swoją odzyskaną własność – godność królewską. Wraz z Nim wspięli się ku wyżynom, których nie można opisać słowami, wobec których słowa są puste. Tam przygotowano im trony domu Dawida, domu królewskiego, tam tańczą wołając „wszystkie moje źródła są w Tobie”. Chrystus. Ten, który połączył rozdzielone światy i stał się mostem ponad przepaścią, statkiem wiodącym nas przez morze rozbijające się dotąd u naszych stóp. Jej Syn. Sprawił, że nasza modlitwa odtąd nie musi być zanoszona przez bystrookich posłańców, ale że sami staliśmy się mieszkańcami Domu, już nie przechodniami, ale dziedzicami świętych, tymi którzy przed Bogiem stają twarzą w twarz i rozmawiają tak jak się rozmawia z przyjacielem. W Jej uwielbieniu zmienił naszą modlitwę. Zamienił płacz na radość. I ci, którzy tego pragną, wejdą za Nim w niewidzialne bramy, w świat istniejący i trwalszy niż ten który dotykają i mierzą. Wejdą w pieśń tańczącej Córki Jeruzalem, Miriam, żony Józefa i oblubienicy Najwyższego, Tej która żyła w Obecności Boga jak pod niebem nachylonym po to, by Bóg mógł zstępować po stopniach jej radości w nasze człowieczeństwo podobny to świetlistego wodospadu napełniającego naszą noc bliskim brzaskiem wschodzącego już dnia.
Agnieszka Myszewska-Dekert
Nasza strona to przestrzeń, w której dzielimy się z Tobą naszą wiedzą, a także naszym doświadczeniem w rozwijaniu życia duchowego i rodzinnego. Znajdziesz tu artykuły, porady i materiały, które pomogą Ci głębiej rozumieć wiarę oraz łączyć ją z codziennym życiem.
Newsletter
Zostaw swój adres aby otrzymać od nas wiadomości
@Credo-confiteor.com