Po co istnieje Kościół?

grafika: projekt wg. własnego pomysłu

"Nie potrzebuję Kościoła" – mówią niektórzy. "Wystarczy mi Chrystus". Albo: "Kościół to przeżytek, nie rozumie współczesnego świata".


A jednak z jakiegoś powodu Chrystus chciał, by Kościół powstał. Z jakiegoś powodu jest niezbędny, aby dla nas „wzeszło słońce sprawiedliwości” (Ml 3,20).


Bóg powierzył Kościołowi zadanie uświęcania nas.


Cel istnienia Kościoła w tym świecie jest w zasadzie prosty. Jest nim uświęcanie. Uświęcanie - prowadzenie do Świętości Boga, do Domu – wszystkich tych, których Chrystus odkupił swoją krwią na krzyżu. A umarł za wszystkich ludzi. Poprzez uświęcanie człowieka Kościół uświęca też całe stworzenie „które oczekuje objawienia się synów Bożych” (por. Rz 8,20-21).


Ważne jest, by wiedzieć, że Kościół w swej istocie nie jest i nie ma być korporacją. Jest, jak mówi święty Paweł, mistycznym ciałem, którego głową jest Chrystus. Bez Chrystusa i bez poddania się Mu Kościół nie ma racji bytu. A Chrystus przyszedł po to byśmy mieli Życie i mieli je w obfitości (por. J 10,10). Dlatego sens istnienia Kościoła leży w głoszeniu Chrystusa, Boga, który stał się człowiekiem, który umarł i zmartwychwstał dla naszego zbawienia. I w przekazywaniu Jego łaski, owej cząstki zbawienia której możemy dotknąć tu i teraz.


Gdyby Chrystus nie był tym kim jest – wcielonym Bogiem - Kościół byłby wyłącznie instytucją założoną przez może wybitnego, ale jednak człowieka. Albo, jak sugerują niektórzy – założony przez ludzi, którzy chcieli na ideach Chrystusa osiągnąć coś dla siebie. I szczerze mówiąc, jako instytucja czysto ludzka nie byłby nikomu niezbędny do życia, a zwłaszcza do życia wiecznego. Byłby tylko jednym z wielu wyborów na to, co mam robić ze swoim czasem.


Wyznajemy w wyznaniu wiary, że Chrystus jest Bogiem i człowiekiem, a Kościół jest tym czym jest: ciałem Chrystusa. Jego nieśmiertelną cząstką w świecie, którą dla nas zostawił.


Chrystus chciał Kościoła. Z jakiegoś powodu uznał, że jest niezbędny.


Spróbujmy to wytłumaczyć nieco inaczej. Niebo to inna płaszczyzna istnienia. Taka do której należeliśmy, ale którą z powodu wydarzenia nazywanego upadkiem utraciliśmy. Zostaliśmy „obleczeni w skóry” (por. Rdz 3,21) i związani ze światem materialnym (dlaczego tak musiało się stać to opowieść na inny czas). Nasza dusza, wola i rozum to znaki tego, że nie pochodzimy stąd. Że ten świat nie jest w stanie pomieścić ani naszych pragnień ani nawet naszych wyobrażeń [1].


Połączenie zostało utracone. O własnych siłach nie możemy tam dotrzeć. Nawet jeśli odkrylibyśmy podróże międzygwiezdne, to wciąż będzie ten sam wszechświat. Ciągle będziemy w nim zamknięci. Potrzebujemy czegoś, kogoś, kto umożliwi nam niejako „podróż międzywymiarową”.


I tu pojawia się Chrystus.


Wcielając się umożliwia uświęcenie ludzkiej, to jest naszej natury. Dzięki Niemu możemy zyskać (lub odzyskać w zależności od punku widzenia) dodatkowe „moce”. Wejść w nowy wymiar istnienia.


W teologii nazywa się to Łaską Uświęcającą.


Początkiem jest Chrzest Święty.


A choć Chrzest jest pierwszy i konieczny nie jest jedynym źródłem tej łaski.


Przekazywanie łaski uświęcającej – to cel istnienia Kościoła.


Kiedy Kościół gubi ten swój cel – uświęcanie swoich i świata – gubi samego siebie. Jest jak sól, która utraciła swój smak. Na nic się nie przyda, chyba, że na wyrzucenie i podeptanie przez ludzi (por. Mt 5,13).


Nie jest celem Kościoła być wyłącznie organizacją charytatywną ani nawet moralnym sumieniem świata. A już na pewno nie ma być substytutem emocjonalnej grupy wsparcia, miejscem, gdzie wszyscy „czują się dobrze” i jest „miło”. Czy zajmuje się i ma się zajmować dziełami miłosierdzia? Tak. Czy strzeże moralności? Tak. Czy wspiera swoich członków? Tak – tych żyjących i tych umarłych, póki tego potrzebują. Ale wszystkie te rzeczy wypływają z jego pierwotnego celu – uświęcania. Są konsekwencją. Nie są celem Kościoła samym w sobie. Więcej, nie mogą być celem, albowiem taki cel wiązałby Kościół wyłącznie z tym światem. Co więcej sam Kościół wiązałby swoich wiernych tylko z tym światem, odzierałby ich z wieczności, stałby się przyczyną umocnienia ich stanie upadku.


Nasza ojczyzna jest w niebie.


Nasza „ojczyzna jest w niebie” (Flp 3,20). Ten świat jest ważny i życie na nim jest ważne. Ale jest tylko ułamkiem naszego istnienia. Śmierć nie jest końcem. Gdyby nie było tego ostatecznego celu – możliwości powrotu do naszego prawdziwego Domu, życia poza tym życiem, nikt nie wiedziałby, dlaczego właściwie trzeba być dobrym i dlaczego trzeba postępować moralnie. Nie miałoby to sensu. Zwłaszcza że często ta dobroć i moralność stoją w sprzeczności z tym, co mówi nam świat. Z jakiego źródła wypływałaby owa moralność i dobro? Czym by się ją mierzyło? Kto by miał władzę decydowania o tym co dobre i moralne? I dlaczego właściwie mielibyśmy go słuchać?


Świat nie potrzebuje Kościoła jako instytucji charytatywnej. Nie potrzebuje go nawet jako strażnika moralności. Nie potrzebuje go jako grupy wsparcia. Potrzebuje go jako źródła nieśmiertelnej łaski Boga, dzięki której my, narodzeni tutaj, możemy zostać zbawieni i powrócić do Domu, który przez grzech pierworodny utraciliśmy.


A jeśli Kościół będzie źródłem łask i wiernym strażnikiem tej roli, będzie też wyróżniać się dobrocią i moralnością. W końcu od szafarzy wymaga się przede wszystkim wierności. Tylko i aż tyle.


Tak. Potrzebujemy Kościoła dla naszego zbawienia.


Niezastąpiona rola kapłanów.


Kiedy w ten sposób patrzymy na Kościół rozumiemy też, dlaczego poprzez wieki tak wielkim szacunkiem otaczano kapłaństwo i kapłanów. Dlaczego są ważni i niezbędni. Kapłan, na mocy sakramentu Kapłaństwa, staje się szafarzem nieśmiertelnej mocy Boga - może ją przekazywać dalej. Tym właśnie ma być: szafarzem. Nie liderem wspólnoty, nie animatorem zachowań społecznych, może nawet nie (a w każdym razie nie przede wszystkim) „dobrym przykładem chrześcijanina”. Ale tym, który przekazuje łaskę Chrystusa poprzez sprawowanie sakramentów. To wielkie i trudne powołanie: życie pod ręką Boga. Zwłaszcza z obietnicą „Sługa nie jest większy od swego pana. Jeżeli Mnie prześladowali, to i was będą prześladować" (por J 15,18-27).


A przecież bez nich sakramentalne dary łaski, owa realna obecność Chrystusa w świecie, nie mogłyby być nam dawane.


Chrystus „tak”, Kościół „nie”?


Czy potrzebujemy Kościoła? Tak. Jest nam niezbędny.


Potrzebujemy go do naszego zbawienia. Jeśli nam oczywiście na tym zbawieniu zależy.

Jest bowiem szafarzem łask Najwyższego z polecenia samego Pana. Tych specyficznych darów, których nie można otrzymać nigdzie indziej, których nie można osiągnąć „własnymi siłami” (także własną dobrocią i moralnością), a które zostały nam dane, by pomóc nam w tym, co się nazywa „dążeniem do świętości”. Darów, które uczą naszą duszę żyć pełnią swoich możliwości, osiagnać swój pełny potencjał. Darów, które budują most między nami a Królestwem, umacniają go i podtrzymują byśmy mogli podążyć tam „gdzie wybranym miejsce przygotował Bóg”. Tam, gdzie nasze istnienie osiągnie swoją pełnię.


„Poza Kościołem nie ma zbawienia”.


To zdanie w kontekście tego co powiedzieliśmy wyżej nabiera innego sensu. Łaski sakramentalne zostały powierzone Kościołowi. To jego dar, przywilej i zobowiązanie jednocześnie. Odcinając się od Kościoła, odcinam się od łaski. Często dosłownie, kiedy popełniając grzech ciężki, odrzucam łaskę uświecającą i zrywam połączenie, które może mnie przeprowadzić do tego innego wymiaru. Wspólnoty chrześcijańskie które odcięły się od sakramentów pozostawiając tylko chrzest, który jest absolutnym minimum, ograniczyły znacząco swój potencjał uświęcania. Dlatego, podobnie jak ci katolicy, którzy odcięli się od łask sakramentalnych, tak łatwo dryfują w stronę „własnej” moralności i ideologii, religii typu „Ikea”. Która może uczynić życie wygodniejszym i „milszym” w odbiorze, ale niekoniecznie poprowadzi do zbawienia. Wspomina o tym problemie św Paweł w 2 liście do Tymoteusza kiedy mówi o ludziach którzy będą okazywać pozór pobożności, ale wyrzekną się jej mocy (zob. 2 Tym 3,1-5).


„Bramy piekielne go nie przemogą”.


Czy Kościół przestanie istnieć? Czy pognębią go skandale lub polityka? Mogą dotknąć i być może powinny dotknąć „korporacyjnego” wymiaru Kościoła. Tego miejsca, gdzie ktoś wykorzystuje Kościół dla władzy lub osobistych korzyści. Nie mogą jednak pokonać tej cząstki w Kościele, która jest z Bogiem i jest Boża. Szatan raz próbował – kiedy Chrystus umierał na krzyżu – chciał go pochłonąć. Ale nawet wielka otchłań nie była w stanie zatrzymać Boga. Podobnie jest z Kościołem. Kiedy Kościół jest blisko Niego – nie da się go pokonać. To, co jest w nim z Boga przetrwa aż do skończenia świata. A my mamy trzymać się tej właśnie jego cząstki: uświęcania. Jest ona bowiem bezcenna. Jak perła, jak skarb w roli, za który oddaje sie wszystko.

Agnieszka Myszewska-Dekert

Przypisy:

[1]. Być może dlatego fantastyka cieszy się taką popularnością – ukazuje zrealizowane tęsknoty człowieka: możliwości, w których człowiek przekracza zwykłą cielesność - jak mawiał mistrz Yoda w "Gwiezdnych Wojnach: „świetlistymi istotami jesteśmy, nie ta prymitywna materia”.

Najnowsze Artykuły

Nasza strona to przestrzeń, w której dzielimy się z Tobą naszą wiedzą, a także naszym doświadczeniem w rozwijaniu życia duchowego i rodzinnego. Znajdziesz tu artykuły, porady i materiały, które pomogą Ci głębiej rozumieć wiarę oraz łączyć ją z codziennym życiem.

kontakt@credo-confiteor.com

Newsletter

Zostaw swój adres aby otrzymać od nas wiadomości

@Credo-confiteor.com