Źródło fotografii: Creative Fabrica
„Bóg stworzył człowieka na swój obraz i podobieństwo; powołując go do istnienia z miłości, powołał go jednocześnie do miłości. Bóg jest miłością i w samym sobie przeżywa tajemnicę osobowej komunii miłości. Stwarzając człowieka na swój obraz i nieustannie podtrzymując go w istnieniu, Bóg wpisuje w człowieczeństwo mężczyzny i kobiety powołanie, a więc zdolność i odpowiedzialność za miłość i wspólnotę. Miłość jest zatem podstawowym i wrodzonym powołaniem każdej istoty ludzkiej”.
Jan Paweł II, Familiaris Consortio
Pismo opowiada...
Bóg stwarza świat z miłości, przygotowuje go i ozdabia z miłości, na końcu uwieńczając swoje dzieło poprzez stworzenie człowieka „na obraz i podobieństwo”. Stworzenie człowieka, także z miłości, jest ostatnią rzeczą w naszym świecie, którą uczynił bez nas. Każde Jego następne bezpośrednie działanie będzie zaproszeniem do współuczestnictwa. Do wejścia w tą przestrzeń miłości, która jest wpleciona w samą osnowę wszechświata i jest jej siłą napędzającą.
Tak będzie z najważniejszymi wydarzeniami. Nadanie Prawa na Synaju, kiedy pragnienie Boga spotka się z pragnieniem Izraela. Tak będzie z Wcieleniem, gdy pytanie Boga będzie domagało się odpowiedzi młodej nazareńskiej Dziewczyny. Tak będzie z każdym sakramentem jaki otrzymujemy w tym życiu, który potrzebuje naszej szczerej odpowiedzi by zadziałał.
Brak naszej odpowiedzi, czy choćby próba wyłączenia Boga z dialogu jaki prowadzimy z innymi i ze światem oraz budowanie na miłości tylko własnej będzie miała zawsze działanie niszczące. Będzie sprowadzała na ziemię wygnanie, śmierć, zbrodnię, potop, rozdzielenie i niewolę.
Świat bowiem rozwija się tylko wówczas, gdy spotykają się dwie miłości: miłość Boga i miłość człowieka. Stwórca i jego Obraz.
„Przychodzimy, aby służyć” to powiedzenie rycerzy Jedi dobrze oddaje czym naprawdę jest bycie chrześcijaninem w świecie. Służba dla chrześcijanina nie jest upokorzeniem. Jest honorem. Mamy dostęp do mocy Boga. Jesteśmy Jego obrazem i nasze życie powinno to pokazywać.
Dojrzały chrześcijanin to człowiek odpowiedzialny. Odpowiedzialny za cały świat. Za miłość jaka na tym świecie ma zaistnieć i za wspólnotę, jaka dzięki tej miłości lub z powodu jej braku powstanie.
Bóg jest miłością (1 J 4,8). Stworzono nas na obraz i podobieństwo Boga. Jesteśmy zatem obrazem Miłości, która wyraziła się w nieskończonym rozdawaniu siebie. W darze z siebie dla innych. I możemy być do Niego podobni. Tylko w ten sposób możemy osiągnąć swój prawdziwy potencjał. Stać się zdolnym do panowania nad sobą i całym światem zgodnie z przykazaniem. Czynienia sobie poddanym tego, co ma niezależne od nas istnienie. Nie przez zagrabianie, ale przez przyjęcie w miłości. Albowiem polecenie: abyście panowali, jest poprzedzone: bądźcie płodni i rozmnażajcie się (por Rdz 1,27). Nie jest to tylko i włącznie wezwanie do cielesnego macierzyństwa czy ojcostwa. Jest to też wskazanie na ten wymiar człowieka, który czyni go „płodnym” i twórczym. To ten wymiar, który sprawia, że stajemy się dla innych. Stajemy się obrazem Boga przez miłość.
Pierwszą pracą człowieka jaką wykonał był, według żydowskiego midraszu, udział „w odpoczynku Boga”. Udział w szabacie, w „siódmym dniu”, który ożywia poprzedzające go „sześć dni” i nadaje im sens. Udział w stwarzaniu święta i czasu świętego. Nie trud i znój, nie praca „w pocie czoła”. Te zmagania stały się rzeczywistością człowieka dopiero po upadku. Ale pierwsza praca była inna. I było nią uświęcanie. I to jest to co tak naprawdę mamy robić.
Miłość jest nieustannym uczestnictwem w „siódmym dniu”. Jest nieustannym urzeczywistnianiem święta w naszym życiu. Święto, rytuał, zanim stało się w większości niezrozumiałe, było pierwotnie wyrazem miłości. Człowiek przez miłość Boga i do Boga brał udział w uświęcaniu czasu i przestrzeni. Nadawaniu czasowi tej nadprzyrodzonej jakości jakiej nie jest mu w stanie nadać żadne stworzenie na ziemi.
Grzech człowieka był odrzuceniem miłości w takiej formie jaką widział ją Bóg. Był pójściem za jej imitacją. Szatan nie tylko dlatego jest nazywany antychrystem, że jest przeciwieństwem tego czym jest Chrystus. Jest tak nazywany także dla tego, że jego „miłość” jest tak wykrzywioną wersją miłości Boga tak, że staje się zaprzeczeniem samej siebie. Można porównać go do rodzica, który kocha dziecko egoistycznie i zaborczo. Który wszystko mu da, byle dziecko od niego nie odeszło i pozostało pod jego władzą. I nie patrzy na to czy to co daje służy dziecku czy nie. On chce to dziecko dla siebie. Za wszelką cenę. Na zawsze. Nawet kosztem szczęścia dziecka i jego rozwoju. „Tatuś ci zabronił, mamusia ci da”. „Bóg ci zabrania, posłuchaj mojego głosu”.
Dlatego głos pokusy jest tak bardzo niebezpieczny. Gdyby to była jawna nienawiść, jawna złość skierowana do nas łatwiej byłoby się nam opierać. Ale mamy do czynienia z Ojcem kłamstwa, tym, który uczynił Zaprzeczanie swoją własną istotą. I jest w stanie nas przekonać, że jego wypaczona wersja miłości jest miłością prawdziwą, albo przynajmniej miłością dobrą dla nas tu i teraz. „Ewa spostrzegła, że owoce wydają się dobre do jedzenia i nadają się do zdobycia wiedzy”. Jak często powtarzamy ten schemat, kiedy ulegamy pokusie? Jak często widzimy Boże prawo jako opresyjne i ograniczające naszą wolność? Jak często poddanie się grzechowi wydaje się nam być wyrazem naszej wolności?
Ale jeśli powołanie do stawania się Darem dla innych zostanie zniekształcone, każda droga, nawet najbardziej święta i pobożna, może stać się przyczyną upadku. Odrzucenie prawdziwej Miłości prowadzi zawsze do śmierci.
Nadużycie miłości wpierw przez węża, który wykorzystał zaufanie Ewy, a potem przez samą Ewę, która wykorzystała miłość Adama by pociągnąć go we własną ciemność rodzi nieufność wobec Odwiecznej Miłości. Nieufność, którą odziedziczymy poprzez grzech pierworodny. Człowiek kryje się przed Bogiem, który jest Miłością, albowiem prawdziwa Miłość ukazuje mu prawdę o jego nagości. Nie kłamie o tym co się wydarzyło. Nie kłamie o konsekwencjach. Nie jest „miła”. Jest prawdą. Miłość bowiem nie poddaje się żadnym manipulacjom, albowiem jest tożsama z Bogiem, który nie tylko jest jej źródłem, ale na dodatek jest nią samą - jak powie św. Augustyn „Miłość jest Bogiem, bo jest z Boga”.
A prawda o nagości, o utracie swego światła i swojej wolności, o tym, że stał się podobny do węża, staje się zbyt bolesna. Światło zbyt jasne. Człowiek nie potrafi już odnaleźć siebie w świecie oświetlanym przez Miłość i surową prawdę i musi go opuścić.
Niebo to kraina wolnych. A człowiek właśnie oddał się w niewolę.
Przez praktykowanie miłości objawiamy światu Boga. Dajemy mu życie. Jesteśmy przecież Jego obrazem. A On jest Życiem. Dlatego spoczywa na nas wielka odpowiedzialność. Przez swą miłość lub jej brak, albo pozwalamy światu osiągnąć jego potencjał, albo go wypaczamy, zamieniamy w pustynię, wprowadzamy rozłam między stworzeniem i stworzeniem i między stworzeniem a Stwórcą.
Historia Kaina zabójcy (Rdz 4,1-16), którą jest kontynuacją upadku człowieka opowiada o tym co dzieje się z człowiekiem, który podąża coraz głębiej za zniekształconą wersją miłości. Tej miłości, która chce być sama dla siebie. I oto mamy człowieka, który „wie lepiej”. Nie chce rezygnować ze swego. I który przede wszystkim nie chce słuchać głosu Boga ani być posłuszny Jego drogowskazom. Jest przecież przez Niego „skrzywdzony”. Ma „prawo”. Bóg nie zaakceptował jego interpretacji, jego „daru”, nie „uszanował” jego decyzji (choć faktycznie to zrobił). Wybiera zatem drogę na skróty, drogę złości, pychy i urazy, co kończy się tym, że dosłownie sprowadza na świat śmierć. I zabija swego brata.
Śmierć nie jest już tylko potencjałem, ale surową i brutalną rzeczywistością. I wchodzi na świat przemocą. Jest konsekwencją odrzucenia Miłości i pójścia za miłością skrzywioną, miłością egoistyczną, zamkniętą, zachłanną. W przeszłości - przez pierwszych rodziców, których skutki fatalnego wyboru dźwigamy do dzisiaj. Teraz przez nas samych, gdy decydujemy się na odrzucenie słowa Boga. Gdy idziemy za tym głosem, który obiecuje nam „owoce dobre do jedzenia”. Który sprowadza na nas lub innych spustoszenie i odbiera nam nieśmiertelność.
Świat, w którym jesteśmy nie jest naszym prawdziwym domem. To miejsce wygnania. „Nasza ojczyzna jest w Niebie”. I nie jest to tylko metafora. To surowa rzeczywistość. Dlatego odzyskujemy szczęście i sens swego życia, gdy kierujemy nasze kroki na ścieżkę prowadzącą do prawdziwego Domu. Gdy na nowo odnajdujemy swoje podstawowe powołanie jakim jest bycie na obraz i podobieństwo Boga. Boga, który jest Miłością, a nie stworzenia, który tą miłość zdradził i wypaczył.
To, o czym warto tutaj pamiętać to fakt, że nie jesteśmy na tej drodze zostawieni samym sobie. Tak, musieliśmy opuścić Krainy Nieskończoności po upadku. Ale stało się to po to, by nas ocalić. By „człowiek nie zerwał z owocu nieśmiertelności i żył”. Gdyby to uczynił stałby się wówczas jak szatan, bez możliwości zbawienia i powrotu. Jego stan upadku zostałby utwierdzony na wieczność. Stąd wygnanie z Krain Nieśmiertelności. Ale Bóg nie przestał o nas się troszczyć. Nie przestał nas szukać. Jego miłość nie jest małoduszna i warunkowa. Po prostu jest.
I kiedy my szukamy go po swojemu, częstokroć myląc ścieżki i znów upadając, Bóg, wychodzi nam naprzeciw. Wychodzi tak bardzo, że stanie się Człowiekiem.
Na świecie narodził się Bóg - Człowiek. Chrystus. Nasz prawdziwy Pan i Zbawiciel.
W Nim zagubiony człowiek może ponownie znaleźć utraconą miłość i cel. Na powrót stać się panem stworzenia. Tym, który uświęca czas i przestrzeń przez miłość. Tym, który buduje „Boże Królestwo”, cywilizację miłości, polegającą nie na postępie materialnym, ale na rozwoju zdolności człowieka do daru z siebie. W Nim odkrywa siebie samego i innych w jedynej prawdzie Boga, który wszystko stwarza z miłości i dla Miłości.
Miłość nie jest rzeczą, którą można nabyć: „choćby kto oddał za miłość całe bogactwo swego domu – pogardzą nim tylko” (Pnp 8,7). Miłość jest tą rzeczywistością, która nas otacza, w której „żyjemy, poruszamy się i jesteśmy” (Dz 17,28). A co więcej rzeczywistością, na którą możemy się zdecydować. Jest to droga otwarta dla każdego.
Nie ma nikogo kto by został wyłączony z owej cudownej wymiany miłości, nie ma bowiem człowieka, który by nie został stworzony na obraz Boży. Wejście w tą rzeczywistość jest jednak decyzją, wolnym darem, odpowiedzią na nigdy nie milknące wezwanie. Decyzję tę trzeba jednak nieustannie odnawiać, z niczego bowiem tak łatwo się nie rezygnuje jak z prawdziwej Miłości. Zawsze jest pokusa by próbować wyciągnąć z tego coś dla siebie, strach by czegoś z siebie nie utracić, obawa przed powierzeniem się Bogu.
Nie ma jednak potrzeby, by poddawać się lękowi. Bać się, że jesteśmy za słabi. Że nie damy rady. Jest to bowiem także decyzja, która spotyka się z inną Decyzją, podjętą przez Boga przed wiekami. Określającą nasz czas i nas samych. Sprawiającą, że rzeczywiście stajemy się jakby Bogiem dla tych którzy nas spotykają (por. list do Diogneta).
Przez decyzję, przez nawrócenie powracamy do Krainy Miłości, którą opuścili nasi przodkowie. Powracamy już nie jako słudzy, lecz jako Synowie. Jako ci, którzy są jak Chrystus – bliźnim dla innych. Którzy okazują innym miłosierdzie, którzy uświęcają ziemski czas i wprowadzają w ziemską rzeczywistość wieczne i nigdy nie kończące się święto, tańcząc przed Najwyższym nieprzerwaną pieśń miłości.
Agnieszka Myszewska-Dekert
Nasza strona to przestrzeń, w której dzielimy się z Tobą naszą wiedzą, a także naszym doświadczeniem w rozwijaniu życia duchowego i rodzinnego. Znajdziesz tu artykuły, porady i materiały, które pomogą Ci głębiej rozumieć wiarę oraz łączyć ją z codziennym życiem.
Newsletter
Zostaw swój adres aby otrzymać od nas wiadomości
@Credo-confiteor.com