Trzy filary Wielkiego Postu. Część I: „jałmużna”. Czym w rzeczywistości jest? Jak ją praktykować?

grafika: projekt wg. własnego pomysłu, platforma Canva

Trzy rodzaje miłości

Modlitwa, post, jałmużna – trzy filary Wielkiego Postu. Ale nie są one tylko czynnościami ściśle zewnętrznymi. Stoi za nimi wewnętrzny akt miłości. Miłość do Boga (modlitwa), miłość do siebie (post), miłość do innych (jałmużna). Dziś o jałmużnie.

Jałmużna – miłość do innych

Strzeżcie się, żebyście uczynków pobożnych nie wykonywali przed ludźmi po to, aby was widzieli; inaczej nie będziecie mieli nagrody u Ojca waszego, który jest w niebie. Kiedy więc dajesz jałmużnę, nie trąb przed sobą, jak obłudnicy czynią w synagogach i na ulicach, aby ich ludzie chwalili. Zaprawdę, powiadam wam: ci otrzymali już swoją nagrodę. Kiedy zaś ty dajesz jałmużnę, niech nie wie lewa twoja ręka, co czyni prawa, aby twoja jałmużna pozostała w ukryciu. A Ojciec twój, który widzi w ukryciu, odda tobie.

(Mt 6,2-4)

Miłość braterska

Wydźwięk słowa „jałmużna” kojarzy się nam głównie ze wsparciem finansowym, ale takim, które jest prawie poniżające dla obu stron tej „transakcji” a już na pewno dla przyjmującego: „otrzymałem jałmużnę”, „nie potrzebuję twojej jałmużny!”. Kiedy słyszymy „dać jałmużnę” widzimy przed oczyma obraz bogacza okazującego „łaskę nędzarzowi”, przez rzucony mu (zazwyczaj niedostateczny) datek. Rzucony z pewną dozą wyższości i pogardy oraz podejrzliwości dla nędzy w jakiej znalazł się ten konkretny potrzebujący. Przypuszczalnie dlatego zamiast słów „dać na jałmużnę” wolimy słowo „ofiarować”.


Ale słowo „ofiara” nie oddaje tego czym jest jałmużna. Jałmużna jest czymś znacznie więcej niż pomocą finansową. Bliższe byłoby tu słowo „wsparcie” ponieważ przynajmniej zakłada istnienie niematerialnego wymiaru tego wsparcia.


Prawdziwa jałmużna to inna nazwa na miłość braterską, która jest miłością „naszego bliźniego z miłości do Boga[1].


Greckie słowo, które występuje w Nowym Testamencie na określenie „jałmużny” eleēmosynē[2] oznacza, oprócz tego co nazywamy „jałmużną”, też litość i współczucie. Eleēmōn znaczy miłosierny, litościwy i występuje w błogosławieństwie „Błogosławieni miłosierni, albowiem oni miłosierdzia dostąpią” (Mt 5,7), a eleos miłosierdzie. Więc to co nazywamy jałmużną jest tak naprawdę okazaniem współczucia i miłosierdzia. Jest miłością ku innym. I nie można jej sprowadzić do datku rzuconego chętnie lub niechętnie. Jest naturalną konsekwencją bycia chrześcijaninem. „Miłujcie się wzajemnie jak Ja was umiłowałem” (J 15,15). Miłość jest pierwszym darem jakim obdarowujemy innych. Oczywiście, za tym idą i powinny iść inne rzeczy, ale miłość i współczucie jest pierwszą i najważniejszą jałmużną.

Ze względu na miłość Boga

I gdybym rozdał na jałmużnę całą majętność moją, a ciało wystawił na spalenie, lecz miłości bym nie miał, nic bym nie zyskał(1 Kor 13,3).


Nie pomagamy innym, bo jesteśmy „dobrzy” albo „powinniśmy być” dobrzy. Sam Chrystus zauważa, że właściwie tylko Bóg jest dobry (Mt 19,17). Każdy z nas jest skażony skutkami grzechu a przez to egoizmem. Kiedy pomagamy innym często czynimy to z niewłaściwych powodów.


Jest tylko jeden właściwy powód „dawania jałmużny”, miłosierdzia i współczucia – miłość Boga. Nie opinia innych, nie „powinność”.


Dlatego tak ważne jest abym zdecydował, że to co robię, robię to ze względu na miłość Boga. Na tyle, na ile mnie stać. Takie podejście uchroni mnie przed rozczarowaniem i wypaleniem. Kiedy pomagam, pomagam ze względu na Boga. Nie ze względu na siebie. Nie by coś osiągnąć. Nawet nie ze względu na innych. Bóg ukochał tę drugą osobę i samego siebie za nią wydał. Jest dla Niego cenna. Więc staje się cenna dla mnie, nawet jeśli nie potrafię dostrzec jej rzeczywistej wartości albo mnie denerwuje, albo jest „niewdzięczna”. Ale to wszystko nie ma dla mnie znaczenia. Nie pomagam jej dla jej wdzięczności, albo dlatego że jest miła. Pomagam jej, bo Bóg ją kocha (tak jak mnie), a ja kocham Boga.

Jak pomagać innym?

„Nasze uczynki miłosierdzia powinny być uporządkowane, dyskretne i bezinteresowne”[3].

1. Uporządkowanie

Czynię dobro ze względu na Boga. Nie by coś osiągnąć. Nawet jeśli chodzi o życie wieczne. Boga nie da się „przekupić”. W Niebie nie da się założyć fałszywej fundacji, która pod pozorem czynienia dobra ciągnie zyski dla siebie.


„Bóg patrzy na serce” (1 Sm 16,7).


Choć na końcu na tym i tak zyskuję. W końcu: „Kto się lituje nad ubogim, pożycza Panu, który mu odpłaci za jego dobrodziejstwo” (Prz 19, 17). Ale nie dlatego pomagam.


Uporządkowane znaczy też, że nawet jeśli mi się to nie podoba, bo nie widzę efektów to i tak to czynię. Jedyną moją motywacją jest miłość Boga.

2. Dyskretnie

Nie poniżam nikogo moją pomocą. Nie chełpię się nią. Nie zamieszczam tysięcy zdjęć w portalach społecznościowych jaki to jestem dobry. Nie mam na to czasu. Robię co mam zrobić i idę dalej. Jest wiele do zrobienia. „Żniwo wielkie a robotników mało” …

3. Bezinteresownie

Uczę się nie czerpać osobistych korzyści z bycia dobrym – nawet a zwłaszcza jeśli tą korzyścią miałoby być uznanie innych. „Ci otrzymali już swoją nagrodę”. Po prostu pomagam, gdzie widzę potrzebę pomocy: „przychodzimy, aby służyć”, "słudzy nieużyteczni jesteśmy; wykonaliśmy to, co powinniśmy wykonać" (Łk 17,10).

Jak konkretnie pomagać?

Kiedy nie mamy na to żadnego pomysłu? Są na to dwa sposoby[4]:

1. Poprzez „akty wewnętrzne”[5].

Dobrze życzyć bliźniemu z miłości do Boga.

Choć to zadanie wydaje się to proste sprawia nam często sporo trudności. Jesteśmy przyzwyczajeni by trzymać się swojej opinii o innych, chować urazy, zazdrościć, wyrażać jasno swoje zdanie. Zapominając często o podstawowym szacunku do człowieka odkupionego przez Chrystusa jak bardzo by nie był zagubiona. Więc co konkretnie mogę zrobić? Powstrzymać urazę a sąd zostawić Bogu. Cieszyć się z jego osiągnięć, szczególnie tych na drodze duchowej.

Modlić się za niego.

Modlitwa to wielki i niedoceniany często dar. Samo zadanie wydaje się proste, ale każdy kto próbował regularnie modlić się za kogoś wie, że wymaga to takiej samej dyscypliny jak każde inne ćwiczenie. A ponieważ często nie widzimy natychmiastowych efektów - zniechęcamy się też łatwiej.

2. Poprzez „akty zewnętrzne” znane bardziej jako uczynki miłosierne wedle ciała i duszy.

A zatem kiedy nie mamy okazji czy pomysłu wystarczy sięgnąć do poniższej listy:

Uczynki miłosierdzia względem duszy:

1) Grzesznych upominać; 2) Nieumiejętnych pouczać; 3) Wątpiącym dobrze radzić;

4) Strapionych pocieszać; 5) Krzywdy cierpliwie znosić; 6) Urazy serdecznie darować;

7) Modlić się za żywych i umarłych.

Uczynki miłosierdzia względem ciała:

1) Głodnych nakarmić; 2) Spragnionych napoić; 3) Nagich przyodziać; 4) Podróżnych w dom przyjąć; 5) Więźniów pocieszać; 6) Chorych nawiedzać; 7) Umarłych pogrzebać.

Jak widać pomoc oczekiwana od nas jest zazwyczaj konkretna i bardzo prosta. Naprawdę nie musimy tutaj kombinować.


Zwróćmy tutaj uwagę, że tymi potrzebującymi nie są jakieś specjalne osoby. Że nie musimy i nawet nie powinniśmy wyjeżdżać na pomoc gdzieś daleko, jeśli nie załatwiliśmy najpierw spraw blisko. Bo ci potrzebujący to najczęściej nasi właśni bliscy. Ci dla których nie mamy czasu, albo jesteśmy pokłóceni, albo trzymamy urazę, albo może zaniedbujemy ich potrzeby duchowe, emocjonalne czy materialne.

Czego nie wolno nam robić, kiedy pomagamy?

„Miłość do bliźniego powinna być podobna do miłości do nas samych, ale nie powinna być równa lub większa od miłości, jaką żywimy względem siebie”[6].


Czy to nie jest egoizm? Czy nie powinniśmy stawiać dobro innych ponad swoje własne? Według nauki katolickiej nie:


„Nigdy nie możemy zrezygnować z dobra własnej duszy lub grzeszyć z powodu miłości bliźniego”[7].


A zatem granicą w pomaganiu jest to, czy pomoc, której możemy udzielić, może to skrzywdzić naszą własną duszę albo narazić nasze zbawienie[8].

Porządek pomagania ordo caritatis

Jest jeszcze jeden ważny element, o którym powinniśmy wspomnieć, kiedy mówimy o jałmużnie (miłosierdziu) i miłości braterskiej. Dlatego, że często sprowadza się ją do bycia miłym dla wszystkich zawsze i wszędzie. Są też ludzie, którzy nie wahają się stosować nakazu miłości bliźniego jako szantażu emocjonalnego i wprowadzają zamęt: „jeśli na to się nie zgadzasz to nie jesteś katolikiem”, „jakim katolikiem jesteś, jeśli nie chcesz pomóc”. Zaburzają nasze rozeznanie co do tego jak powinniśmy kochać innych i na co powinniśmy się w związku z tym godzić.


Nazywa się to Porządkiem pomagania zwany też porządkiem miłości (łac. ordo caritatis). Sprowadza się to zastawniczo do trzech punktów:


1. Miłość Boga zawsze jest pierwsza. Wszystkie inne formy miłości muszą być podporządkowane tej miłości. Jeśli nasze działanie ma zaprzeczyć tej miłości – nie działamy.


2. Miłość do siebie jest druga – mam obowiązek troszczyć się o swoje zbawienie. A więc znowu – jeśli coś naraża moje zbawienie – nawet jeśli wydaje się dla kogoś dobre nie wchodzę w to.


3. Miłość do bliźnich jest po nich i jest także dodatkowo zhierarchizowana w zależności od więzi rodzinnych, duchowych i społecznych[9]:


„Miłość powinna być okazywana najpierw nam samym i naszym krewnym; następnie osobom związanym z nami przyjaźnią, wdzięcznością, posłuszeństwem, krajem i religią; wreszcie obcym, heretykom i niewierzącym. Dobra duchowe powinny być przekładane nad dobra doczesne, życie nad reputację, a reputacja nad majątek”[10].


Czy to oznacza, że miłość bliźniego jednak jest „egoistyczna”? Ma być dla siebie i swoich? Niekoniecznie. Porządek nie znaczy egoizm. W tym przypadku znaczy, że kiedy staję w sytuacji wyboru komu pomóc najpierw, wiem czym się kierować.

Miłość powinna być okazywana najpierw nam samym...

Celem bycia chrześcijaninem jest osiągnięcie zbawienia. A zatem nie wolno mi pomagać, jeśli narazi to moją własną duszę, szczególnie gdy są wątpliwości czy to na pewno jest pomoc. Nie mogę też pomóc innym, jeśli wpierw nie pomogę sobie (będziemy mówić o tym więcej w artykule o poście) bo wtedy mogę pomagać z niewłaściwych powodów albo pomagać źle czy wręcz szkodzić. Nie chodzi tu więc o egoizm, ale o odpowiedzialność wobec swojego życia wiecznego, a przez to wobec innych.


W końcu mamy kochać bliźnich jak siebie samego. Więc jak się źle kochamy to ma to konsekwencje dla innych.

i naszym krewnym…

Miłość bliźniego obejmuje najpierw rodzinę i tych, z którymi mamy największe obowiązki moralne, a dopiero potem wszystkich innych.


Kiedy więc mam do wyboru pomóc własnemu dziecku albo innemu powinienem wybrać własne (chyba, że chodzi o bezpośrednie zagrożenie życia lub zdrowia). I dopiero po zaspokojeniu jego potrzeb zająć się innym. Jest to mniej nawet związane z więzami krwi (choć są ważne) a bardziej z obowiązkami stanu do których zobowiązuję się przyjmując np. sakrament małżeństwa czy określoną funkcję społeczną[11].

…następnie osobom związanym z nami przyjaźnią, wdzięcznością, posłuszeństwem, krajem i religią".

Patriotyzm, miłość własnej ojczyzny, lojalność względem własnej wspólnoty religijnej lub społecznej, nigdy nie powinien być przedmiotem drwin czy wyśmiewania a tym bardziej wstydu czy wzbudzania niewłaściwego poczucia winy. Jest to wyraz właściwego porządku miłości. Jeśli ktoś pomaga przysłowiowym „dzieciom w Afryce” kiedy na jego oczach głodują dzieci sąsiadów to sami czujemy, że coś jest „nie w porządku”. Nie dlatego, że dzieci w Afryce nie potrzebują pomocy, ale dlatego, że w tej konkretnej sytuacji nie powinny być naszym pierwszym wyborem. „Jeśli zarządzając własnym dobrem okazaliście się niewierni – kto da wam cudze?” (Łk 16,12). Nie przez przypadek w czasach apostolskich biskupem mógł zostać tylko ten, kto, poza opanowaniem samego siebie, prowadził własny dom nienagannie: "Jeśli ktoś bowiem nie umie stanąć na czele własnego domu, jakżeż będzie się troszczył o Kościół Boży?" (por 1 Tym, 3,2-7).

Ordo Caritatis

Ordo Caritatis, mimo, że od początku powstania Kościołą jest częścią jego nauki, budzi często sprzeciw, nawet wśród wierzących. Zarzuca się, że to „nie chrześcijańskie”, „nie katolickie” chcieć pomagać najpierw własnej rodzinie czy „swoim” (współwyznawcom, obywatelom) zanim pomoże się innym. Zapominamy, że pomagamy tutaj ze względu na miłość Boga a nie dla osiągnięcia osobistej korzyści czy pomnożenia majątku. Zapominamy też, że w idealnym świecie, gdyby każdy najpierw zajął się Bogiem, potem własną duszą, a potem swoją rodziną i wypełnieniem obowiązków stanu względem rodziny, wiary i narodu nie byłoby „głodujących dzieci w Afryce” albo byłoby ich zdecydowanie mniej.


Ordo Caritatis nie mówi nam, że nie mamy pomagać daleko (jeśli mamy do tego predyspozycje, czas i środki lub powołanie) ale, że musimy zachować równowagę. Misjonarze zbierający pomoc dla dzieci mieszkających w miejscach w których wykonują swoją posługę wykonują swoje obowiązki stanu, nawet jeśli dzieci są „w Afryce” a oni szukają pomocy w krajach bogatszych niż Afryka. I jeśli jesteśmy w stanie powinniśmy ich w tym wesprzeć. Oni robią to dla „swoich” dzieci, to co my powinniśmy robić dla naszych. Ale jeśli ledwo starcza nam by nakarmić własne dziecko nie powinniśmy czuć się winni, gdy tego nie zrobimy. O ile naprawdę z tego zadbamy o własne dziecko (i nie, nie chodzi tu o kupno mu nowego iPhone, bo stary mu się nie podoba).


Ordo Caritatis nie może być wymówką by nie pomagać dalszym w ogóle: „bo daleko” lub „bo nie nasi”, „bo nas nie stać”, „niech ktoś inny się zajmie”. Taka postawa jest też przeciw "porządkowi miłości". Kiedy zrobiliśmy już to co do nas należało dla naszych bliskich, a jeszcze mamy siłę, czas i środki, to dlaczego się nie podzielić z tymi, którzy mają mniej lub niewiele (mowa także o dobrach duchowych). W końcu jestem posłany "aż na krańce świata". Rozszerzam więc swój krąg pomocy. Ale pamiętam, że rozszerzam go od środka na zewnątrz.

Pamiętajmy:

Miłość bliźniego, ta prawdziwa, to najlepsza jałmużna jaką możemy złożyć na ofiarę czasie Wielkiego Postu. Dar jałmużny obejmuje też całego człowieka, jego cielesną i duchową stronę. Dlatego modlitwa za kogoś komu nie możemy pomóc w inny sposób jest takim samym darem jak pomoc materialna. Swoją dobroczynność rozszerzam od środka na zewnątrz (czyli najpierw przyjmuję miłość Boga, potem troszczę się o moje nawrócenie, a umocniony tymi dwoma darami zaczynam porządkować i ubogacać świat zaczynając od własnego domu). I tak, stopniowo, przyczyniam się do budowy czegoś większego. Jestem częścią Jego świątyni. Buduję Królestwo.

Przypisy:

[1] Credo, Kompendium Wiary Katolickiej, Bp Athanasius Schneider, Esprit 2024, II,6,159

[2] Co ciekawe nasze słowo „jałmużna” ma dokładnie pochodzić, poprzez zapożyczenia od innych języków (przez czeski, niemiecki, łacinę aż do greki) od tego właśnie słowa. „Dawniej, gdy znajomość łaciny wśród wykształconych warstw społeczeństwa była w miarę powszechna, a i starożytna greka wielu nie była obca, elegantszym odpowiednikiem wyrazu JAŁMUŻNA było słowo ELEMOZYNA, bardzo bliskie formie greckiej i łacińskiej” (zob. tutaj).

[3] Credo, Kompendium Wiary Katolickiej, Bp Athanasius Schneider, Esprit 2024, II,6,169

[4] Por. Credo, Kompendium Wiary Katolickiej, Bp Athanasius Schneider, Esprit 2024, II,6,166

[5] Słowo "akt" w kontekście teologicznym, jak w wyrażeniach "akt wiary" czy "akt wewnętrzny", pochodzi od łacińskiego słowa "actus", które oznacza "czyn", "działanie" lub "ruch". Samo łacińskie słowo ma korzenie w czasowniku "agere", co oznacza "działać, poruszać". W teologii katolickiej "akt" odnosi się do świadomego, rozumnego i dobrowolnego działania osoby, które jest wyrazem jej woli lub intencji.

[6] Credo, Kompendium Wiery Katolickiej, Bp Athanasius Schneider, Esprit 2024, II,6,163

[7] Tamże

[8] Najbardziej widocznym przykładem takiej sytuacji jest wyznający wiarę katolicką lekarz dokonujący aborcji, albo farmaceuta sprzedający środki poronne.

[9] Kościół uczył, że porządek miłości jest naturalny i nadprzyrodzony, co oznacza, że naturalne więzi (rodzina) mają swoje znaczenie, ale są podporządkowane więziom duchowym i obowiązkowi miłości Boga i Kościoła.

[10] Credo, Kompendium Wiery Katolickiej, Bp Athanasius Schneider, Esprit 2024, II,6,170

[11] Np. wychowawca internatu zajmuje się przede wszystkim „swoimi” podopiecznymi a nie mieszkańcami innych internatów, proboszcz przede wszystkim członkami swojej parafii itp.

Najnowsze Artykuły

Nasza strona to przestrzeń, w której dzielimy się z Tobą naszą wiedzą, a także naszym doświadczeniem w rozwijaniu życia duchowego i rodzinnego. Znajdziesz tu artykuły, porady i materiały, które pomogą Ci głębiej rozumieć wiarę oraz łączyć ją z codziennym życiem.

kontakt@credo-confiteor.com

Newsletter

Zostaw swój adres aby otrzymać od nas wiadomości

@Credo-confiteor.com