grafika: wg. własnego pomysłu, canva
Po drugie prawdziwe nawrócenie:
Pułapki neofity, czyli czego unikać w nawróceniu
2. Zamiana relacji z Bogiem na religijne obowiązki
3. Zbytnie skupienie na grzechu – własnym i cudzym
4. Chęć „ratowania” innych na siłę
5. Wybieranie dróg skrajnych i radykalnych – dla poczucia bezpieczeństwa
6. Zamknięcie się w świecie „nowej tożsamości”
7. Porównywanie się z innymi wierzącymi
8. Utrata człowieczeństwa w imię „duchowości”
9. Znużenie po początkowym „zakochaniu”
10. Zapomnienie, że to Bóg jest źródłem nawrócenia – nie my sami
Na początku wyjaśnijmy kim jest „wtórny katolik”. To określenie przyszło mi na myśl wiele lat temu, gdy sama byłam w podobnej sytuacji. Sytuacji nawrócenia.
Nie jest to określenie negatywne. To po prostu określenie opisujące okoliczności, które stawiają nas w miejscu, z którego zaczynamy swoją drogę i pokazują miejsce, do którego dążymy.
A zatem do konkretów. Wtórny katolik to osoba, która została ochrzczona, ale z powodów różnych: losowych, niesprzyjającej sytuacji w domu, braku troski rodziców o rozwój religijny, młodzieńczego buntu, pseudonaukowych argumentów lub ideologii, które ją rozbiły porzuciła swoją wiarę. I oto w pewnym momencie odkrywa ją na nowo. Nawraca się.
Mam wrażenie, że w Polsce, choć jest krajem chrześcijańskim, jest wiele właśnie wtórnych katolików. I będzie jeszcze więcej. To nie jest do końca złe zjawisko. Wiadomo, że chcielibyśmy mieć mocne rodziny, mocne wspólnoty Kościelne i mocną wiarę, którą przekazujemy dzieciom by nie musiały się zmagać z wątpliwościami. Ale niestety tak nie jest. Kościół jest osłabiony i często sprawia wrażanie zagubionego. To sprawia, że ciężar nawrócenia spoczywa na nas bardziej niż poprzednio.
Czy to jest złe? W dobie, gdy tyle mówi się o „samorozwoju”, może dobrze by było także zrozumieć, że za swoje zbawienie naprawdę odpowiadamy my sami. Nie Kościół (choć jego rola w prowadzeniu nas do zbawienia jest niezmiernie ważna), nie księża, nie rodzice, nie sąsiad, który siada na Mszy św. w pierwszej ławce „a tyle zła robi”. To od nas zależy. Nie muszę już nikogo oskarżać za swój „zły los”. Bo, przede wszystkim, nie muszę w nim tkwić. Mogę pójść naprzód. I czy to nie jest wyzwalające? Zwłaszcza gdy wiemy, że nie jesteśmy w tym procesie sami. Że Bóg współpracuje z nimi na każdym etapie.
Nawracanie się jest częścią dojrzewania w wierze. A powrót do wiary jest pierwszym krokiem do zwycięstwa.
Bóg czeka, nie osądza i wchodzi naprzeciw. Nie ma dla Niego niczego co by nas od niego oddzieliło poza naszą własną wolą.
Ale jak wrócić dobrze?
Bóg nie zbawia „na siłę”. Jego szacunek do nas jest wprost proporcjonalny do Jego miłości do nas. Nie zabierze nam wolności.
Można by zapytać: co takiego Bóg w nas szanuje, skoro my sami nie widzimy w sobie często nic godnego szacunku, a tym bardziej godnego takiej miłości i poświecenia, która sprowadziłaby Syna Bożego na świat, aby za nas umarł?
On stworzył nas na swoje podobieństwo. Nienawiść do nas byłaby nienawiścią do Siebie Samego, a wtedy cały wszechświat we wszystkich wymiarach byłby naprawdę ciemnym miejscem. Dlatego jeśli uważnie wsłuchamy się w Pismo usłyszymy, że Bóg owszem nienawidzi zła i „odwraca oczy” by nie patrzeć na nie, ale nie nienawidzi człowieka.
Można by zapytać też, dlaczego nie zabierze nam wolności? Jeśli widzi, jak bardzo się pogrążamy korzystając z niej? Dlatego, że niewolnicy nie mogą wejść w głębię miłości. Są zniewoleni. Ich miłość byłaby wymuszona. A miłość, która zniewala nie jest miłością.
Wiec to jest pierwsze: chcieć wrócić. Naprawdę chcieć. Bo wtedy będę mógł działać.
Mówiliśmy o łasce. Ten temat będzie wracał, bo jeśli chodzi o wiarę jest to dosłownie sprawa życia i śmierci. Łaska jest tym, co daje życie, daje je w „obfitości” i daje życie wieczne. Prawdziwe nawrócenie ze zdeterminowaną wolą zmierza w kierunku źródeł, pragnie się napoić, chce się obmyć, oczyścić. Obmyć oczy by widzieć lepiej.
Dlatego tak ważne jest, na tym etapie, jak najszybsze przystąpienie do Sakramentu Spowiedzi. Może być na początku trudno, może być wstyd i lęk. To całkowicie ludzkie. Ale trzeba pamiętać, że poza tym wstydem i lękiem jest Ojciec, który tylko czeka aż porzucimy nasze nędzne miejsce i zwrócimy się do Niego by wybiec nam naprzeciw.
Są jej dwa wymiary: duchowa i ludzka. Duchowa to modlitwa, nawet najprostsza, nawet raz dziennie, ale stała. Moment, kiedy zwracam się ku Bogu. Ponadto przyjmowanie Komunii Świętej, przynajmniej w niedzielę (oczywiście w stanie łaski).
Pomoc ludzka: to szukanie wspólnoty dla siebie – łatwiej się wierzy ze świadomością, że się nie jest sam. To naturalna psychologiczna potrzeba widzieć, że się jest częścią czegoś większego. Kościół Katolicki jest bogactwem wspólnot. Każdy może znaleźć miejsce dla siebie, pasujące do swojej osobowości, zdolności i charakteru. Może być to wspólnota parafialna w najprostszym wymiarze: uczestnictwo w świętach i nabożeństwach. Mogą być to wspólnoty lub stowarzyszania. Może być to wyjazd na rekolekcje raz w roku, ostatecznie nawet grupy czy fora dyskusyjne online (pod warunkiem, że nie będzie to kosztem obowiązków stanu i będziemy brali poprawkę na to, że ludzie się mylą lub, że ich droga niekoniecznie musi być naszą). Ważne by nie zostać samym. By nie myśleć, że się jest samym i w samotności zmagać się z problemami jakie się wcześniej czy później pojawią.
Powrót do wiary wiąże się z elementem, o którym często się zapomina: błędami które możemy popełnić po nawróceniu. W większości są drobne, ale dobrze o nich wiedzieć na wypadek, gdyby sytuacja miała wymknąć się spod kontroli i stać się przeszkodą na naszej drodze.
Gdy człowiek się nawraca, okrywa miłość Boga, a cudowny duchowy świat się przed nim otwiera, łatwo chcieć „wszystkiego na raz”. Modlitwy, książki, rekolekcje, wspólnoty... Ale trzeba tu pamiętać, że wzrost duchowy to nie jest wyścig.
Jak się bronić: Przyjmuj łaskę w rytmie, jaki daje Ci Bóg. Buduj relację, codzienną relację a nie krótkie gorączkowe zrywy. Wierność małym krokom daje większą trwałość naszemu nawróceniu. Jedna modlitwa odmawiana konsekwentnie niż wielkie plany. Bóg docenia, każdy twój gest.
Łatwo pomylić gorliwość z perfekcjonizmem duchowym – odhaczanie modlitw, kontrolowanie siebie i innych. Surowość względem religijności innych, poczucie winy, gdy nie spełniło się nałożonych sobie nadmiernych wymagań.
Jak się bronić: Przypominaj sobie, że modlitwa to nie tylko zadanie, to także spotkanie. Słuchaj Boga bardziej niż siebie. Zobacz, dokąd Cię prowadzi. Zauważaj trudności i rozmawiaj o nich z innymi wierzącymi, do których masz zaufanie. Lub czytaj pisma tych, kotach Kościół zaszczycił mianem świętych. Możesz tam znaleźć przewodnictwo.
Nawracający się często patrzy wstecz z bólem, ale i z nową ostrością – zaczyna widzieć grzech wszędzie. I chcieć go wszędzie poprawiać. Nie chodzi o to by lekceważyć sprawę grzechu. Jak wspominaliśmy powrót do źródła łaski jest jedną z podstawowych czynności, którą dobrze jest wykonać po nawróceniu. Poza naprawieniem zerwanego mostu daje nam realną duchową ochronę. Ale skupienie się na grzechu jako takim często kończy się na osądzaniu postępowania innych. A to jest pułapka, w która jesteśmy pchani przez szatana. Nie przez przypadek Bóg mówi byśmy nie osądzani (czyli nie skazywali) innych.
Jak się bronić: Trzeba mieć świadomość grzechu, ale trzeba pamiętać, że zbawia nas Chrystus. I wszystkich chce zbawić i do wszystkich chce dotrzeć. Nikt nie jest dla niego „gorszy” lub „nie wart trudu”. A mym mamy naśladować naszego Mistrza. A jeśli chodzi o siebie, po prostu unikaj tego co wiesz co jest ewidentnym złem. I ufaj, że nie jesteś sam w tej walce. Bóg chce by Ci się udało i jeśli Mu pozwolisz zrobi wszystko by Ci się udało.
Kiedy się odkryje skarb, chce się wszystkim pokazać. Prawdziwą Radością chce się dzielić. I to jest naturalne, dobre, i piękne. Ale wiara to nie projekt do zrealizowania w rodzinie czy znajomych. Świadectwo to nie przymus. Nawet własnych dzieci nie możemy „zmusić” do wiary[1]. Mamy prowadzić, pokazywać, dawać przykład, modlić się tam, gdzie nas brakuje. Ale nie zmuszać.
Jak się bronić: Dziel się wiarą z pokorą i delikatnością. Pamiętaj, że nie każdy jest gotów przyjąć to samo światło w tym samym momencie.
Czasem z tęsknoty za prawdą szuka się tylko „jedynie słusznych” form, wspólnot, duchowości, potępiając i osądzając resztę. Zapomina się tego, co wyznajemy w wyznaniu wiary: credo „et unam, sanctam, catholicam et apostolicam Ecclesiam”[2]. Katolicki, czyli powszechny. A więc taki Kościół, w którym są w stanie zmieścić wszystkie języki, kultury i narody[3]. Nie przez przypadek tak wiele rozmaitych wspólnot zgromadziło się pod sztandarem Kościoła. Zamykając się na tą prawdę, że ktoś może inaczej niż ja postrzegać wiarę i mieć inne duchowe potrzeby i zdolności budujemy w sobie syndrom „oblężonej twierdzy” i czujemy się zmuszeni do walki ze wszystkimi co myślą inaczej niż my. W związku z tym tracimy sporo wolności, którą właśnie przez swoje nawrócenie odzyskaliśmy.
Jak się bronić: Zamiast zamykać się w bańce jedynej słuszniej „prawdziwości” danej wspólnoty, pytaj: czy to mnie naprawdę zbliża do Boga i ludzi? Święty Paweł przyrównuje Kościół do ciała, które składa się „z wielu członków” i nie wszystkie pełnią te sama funkcję[4].
Nawracający może zerwać kontakty ze „starym życiem” zbyt ostro – odcinając się od ludzi. Czasem taka postawa jest zalecana: „zostaw umarłym grzebanie ich umarłych”, ale radykalna wersja dotyczy zazwyczaj ekstremalnych przypadków: gdy ktoś znajduje się w realnym niebezpieczeństwie śmierci dosłownej (nawrócenie ma miejsce w środowisku odrzucającym wiarę katolicką i reagującym skrajną agresją na taki akt) lub duchowej (dalsze trwanie w tym środowisku sprawi, że wiara będzie trudna, jeśli wręcz niemożliwa i ciągle, niepotrzebnie, narażana na próby ze strony innych). Jeśli nie ma takiego niebezpieczeństwa staję się po prostu świadkiem wiary tam, gdzie jestem.
Jak się bronić: Nie zapominaj, że Bóg chce przez ciebie być światłem tam, skąd wyszedłeś. Nie wszystko trzeba przekreślać. Ale jeśli czujesz, że twój wybór jest podstawą do nękania cię poszukaj innego miejsca. Pamiętaj, że choć nasze świadectwo jest ważne to ostatecznie Chrystus zbawia. Masz wszystkich miłować i w miarę możliwości modlić się za nich, ale nie na twoich brakach spoczywa ich zbawienie.
„Porównując się z innymi możesz stać się próżny lub zgorzchniały, zawsze bowiem znajdziesz lepszych i gorszych od siebie”[5].
„Ja się zmieniłem, dlaczego oni nie?”, „Oni się modlą mniej, więc może wierzą gorzej?”. Nie odpowiadamy za zbawienie innych, chyba, że zostali nam powierzeni w ramach naszych obowiązków stanu (a i tak odpowiadamy wtedy tylko w ramach tych obowiązków). Robimy swoje, i ufamy, że oni też zrobią swoje (ewentualnie modlimy się za innych lub delikatnie korygujemy, jeśli zostaliśmy do tego powołani).
Jak się bronić: drogi do nawrócenia są różne. Porównywanie zabiera pokój. Twoja droga jest twoja – odpowiadasz za nią, nie za cudzą.
Można chcieć być tak „świętym”, że przestaje się być zwyczajnie dobrym. Nadmierna surowość wobec siebie i innych nie jest znakiem łaski. Tak samo jak nie jest łatwa skłonność do osądu i potępienia innych, bo są niedoskonali. Albo nie robią czegoś tak jak my „którzy wiemy lepiej”.
Jak się bronić: Świętość dojrzewa w cichości, w łagodności, w radości z małych rzeczy. Jezus był pełen prawdy – i łaski dla wszystkich, nie tylko „wybranych z Izraela”.
Po czasie emocje opadają. Modlitwa staje się trudna, Eucharystia „zwyczajna”. To niekiedy prowadzi do rozczarowania.
Jak się bronić: To normalne. Miłość dojrzewa w wierności. Nie zawsze będziesz czuć Boga – ale On zawsze jest. Od nas wymaga się wierności. Dlaczego to jest ważne? Bo nie doczekasz się owoców, jeśli porzucisz ziarno zaraz po tym jak je zasadziłeś. Jeśli o nie zadbasz. Nie zniechęcaj się łatwo. Może tego „nie widzisz”. Może tego „nie czujesz” ale ono nadal rośnie.
Łatwo wpaść w przekonanie, że „utrzymuję” wiarę własnym wysiłkiem.
Jak się bronić: Oddawaj wszystko w modlitwie. Proś o prowadzenie. Ufaj, że Bóg dokończy, co zaczął.
Nawracamy się wiele razy. Nasze zbawienie nie jest to proces zakończony w akcie Chrztu. Aż do dnia naszej śmierci musimy walczyć o wiarę. Owszem, jeśli nawracamy się jako dorośli to chrzest jest wyraźną granicą między naszym życiem dawnym i teraźniejszym. Ale nadal potrzebujemy „małych nawróceń”, „korekty kursu”, które pokazuje, czy jesteśmy na dobrej drodze, a czasami potrzebujemy zdecydowanego powrotu, gdy nasze życie skończy na bagnach. To, co musimy wiedzieć to to, że warto wracać. Że nie trzeba się tego bać, że Bóg czeka. On naprawdę chce by nam się udało i zrobi wszystko by nam w tym pomóc.
Agnieszka Myszewska-Dekert
Przypisy:
[1] Nie mówimy tu o rzeczach wypływających z obowiązków stanu jako rodziców. Małe dzieci uczymy, prowadzimy, podprowadzamy do sakramentów i nalegamy by z nich korzystały. Ale jeśli wejdą w okres „naście” i powiedzą „nie” nie zmusimy ich. Nawet nie powinniśmy tego robić. Powinniśmy je otoczyć modlitwą i byś gotowymi na wszelkie rozmowy i powroty. Ale równocześnie przyjąć, że dojrzałość to także stopniowe branie odpowiedzialności za własne zbawianie.
[2] „Wierzę w jeden, święty, powszechny i apostolski Kościół”.
[3] Nie chodzi tutaj teraz o spór dotyczący liturgii i tego jaka ona powinna być i jak wyglądać. Liturgia to szerszy temat, na który trzeba patrzeć w kontekście ceremoniału, rytuału, znaczenia i czci Boga oraz wierności słowom Chrystusa.
[4] Nie ma tu jednak zgody na to co można by nazwać „nowotworem” Ciała Chrystusowego, czyli tego „co się Bogu sprzeciwia”. Chodzi o pomysły na wspólnoty będące w otwartej opozycji do Bożego Prawa, które w swojej istocie są dążeniem do akceptacji grzechu. Nie ma na to miejsca w Kościele z tego prostego powodu, że nic co grzesznego nie ma miejsca w Bogu. I z tego powodu nie jest to droga do zbawienia, więc Kościół nie może jej sankcjonować w jakikolwiek sposób.
[5] Desiderata
Nasza strona to przestrzeń, w której dzielimy się z Tobą naszą wiedzą, a także naszym doświadczeniem w rozwijaniu życia duchowego i rodzinnego. Znajdziesz tu artykuły, porady i materiały, które pomogą Ci głębiej rozumieć wiarę oraz łączyć ją z codziennym życiem.
Newsletter
Zostaw swój adres aby otrzymać od nas wiadomości
@Credo-confiteor.com